Ręce opadają
Rząd zapowiedział kampanię informacyjną, która ma rozwiać obawy ludzi przed reformą. Do Internetu trafiły już trzy spoty. Aktorzy w tych progandowych filmikach poruszają się jak marionetki, zdjęcia w szarej, peerelowskiej tonacji, w tle muzyczka jak z pozytywki i głos lektora silącego się na słodko-pierdzący ton. Jeśli rząd takim spotami próbuje mnie przekonać do swoich pomysłów, to czuję się po prostu obrażony. To nawet porównanie zwykłego płynu do mycia naczyń z płynem wiodącym ma dla mnie większą moc przekonywania (a zmywać nie znoszę), niż te spoty zrobione za nasze wydojone do państwowej kasy pieniądze. Jeśli ktoś takimi spotami chce przekonać mnie do swoich pomysłów, to odbieram to tak, jakby powiedział, że ma nas, jednego z drugą, za durniów. Ale to nie koniec obrażania. Kancelaria Premiera publikując te filmki na swoim kanale na YouTube, wyłączyła możliwość komentowania owych propagandowych produktów. Bez komentarzy, bez dyskusji. Oto rząd podaje nam do wierzenia swoją prawdę. Jako fasadę demokracji pozostawiono możliwość głosowania na „tak” i na „nie”. ( Jak na razie liczba „negatywów” ma miażdżącą przewagę. Nie dało się wyłączyć? Trzeba coś z tym zrobić chłopaki).
Na szczęście dla większości internautów pobranie tych spotów i przerobienie, nie stanowi wielkiego problemu. Dlatego już pojawiły się bazujące na rządowych spotach filmiki, obśmiewające propagandowe produkcje. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale żaden z ich autorów nie wyłączył możliwości komentowania. Cenią sobie wolność słowa, dzięki Bogu. Jeden z bardziej zabawnych montaży to instrukcja, co zrobić z rządowym spotem. Zachęca, żeby zgłosić administratorom Youtube, że ta propagandowa produkcyjka narusza zasady serwisu ze względu na „nieodpowiednie traktowanie bezbronnych osób”. Jest taka opcja. Jest też opcja „naciąganie, oszustwo” i parę innych można by dopasować. Ale ta pierwsza wydaje się być najbardziej celna, choć niestety podobnie jak pozostałe, wirtualna.
Czasy takie, że niewielu ludziom chce się wyjść na ulice i protestować. To wymaga wysiłku. Ale dla wyrażenia swojej dezaprobaty czy aprobaty (Wasza sprawa, Wasz wybór) w sieci wystarczy parę kliknięć. Ale nie należy zapominać, że decyzje zapadają w „realu” (jakież to uroczo staroświeckie). Sprawa ACTA sprawiła, że sporo ludzi nie ograniczyło się do protestów w sieci. Skorzystali z oldskulowych pikiet, demonstracji i transparentów. Połączyli jedno z drugim:) Chwilowo skutecznie.
Smutny ten felieton jak twarze szefów klubów parlamentarnych podczas Konwentu Juniorów. Ale proszę mi wybaczyć. Tuż przed napisaniem byłem na stacji benzynowej. Potem próbowałem zapisać dziecko do przedszkola. Później byłem w aptece. Następnie spożywczy, a przed blokiem, w którym z bankiem posiadamy moje mieszkanie, nowy pies sąsiada robił to, co robi większość psów na tzw. spacerze. Kupę (wielką jak rządowe spoty). W finale, a właściwie po finale, sąsiad zawołał psa. – Debet! Debet!!!Do nogi!!!! – ryknął. A Debet go olał, a precyzyjnie rzecz ujmując, olał koła najbliższego samochodu. Czyli mojego. Próbowałem ten zbieg okoliczności obrócić w żart, ale kolega podesłał mi link do rządowych spotów. No i ręce mi opadły. Na klawiaturę.
Jeden z Drugą:)