Rafy koralowe i polarne misie


„Wielka rafa koralowa umarła” – taki tytuł ukazał się jesienią 2016 roku na portalu internetowym jednej z największych polskich telewizji. Nie piszę jakiej, bo nie ma to żadnego znaczenia. W innych tytuły były bliźniaczo podobne. Pod tytułem koniecznie zdjęcie wyblakłego, martwego koralowca i kilka zdań wyjaśnienia, że największa na świecie rafa, która istnieje od tysięcy lat, ginie z powodu – a jakże – ocieplenia klimatu.
Minęło 6 lat i okazuje się, że – parafrazując klasyka – pogłoski o śmierci Wielkiej Rafy Koralowej były mocno przesadzone. Australijski Instytut Nauk o Morzu ogłosił, że rafa nie tylko żyje, ale przyrasta najszybciej w historii pomiarów. No i co? No i nic. Media nagle straciły zainteresowanie losem koralowców i ich cudowne ozdrowienie pozostało praktycznie niezauważone.
Podobnych sytuacji jest znacznie więcej. Kolejny sztandarowy element narracji o „katastrofie klimatycznej” to niedźwiedzie polarne skazane na śmierć z powodu topnienia lodowców. Obrazek przedstawiający wychudzonego białego misia, dryfującego na krze lodowej to punkt obowiązkowy w propagandowym arsenale radykalnych organizacji ekologicznych.
W 2019 roku dr Susan Crockford, uznana kanadyjska badaczka zajmująca się niedźwiedziami polarnymi ośmieliła się publicznie stwierdzić, że populacja tych zwierząt kwitnie i w żadnym wypadku nie grozi im wyginięcie z powodu zmian klimatu. Za te obrazoburcze tezy Crockford została szybciutko zwolniona z pracy na Uniwersytecie Victoria, choć nikt nie był w stanie zakwestionować rzetelności jej ustaleń.
Uprzedzając zarzuty o „klimatyczny denializm”, spieszę zaznaczyć, że zmiana klimatu jest oczywistym i niepodważalnym faktem. Nikt poważny nie twierdzi, że jest inaczej. Odpowiedź na pytanie o przyczyny, a zwłaszcza skutki ocieplenia klimatu nie jest już jednak tak oczywista, jak chcieliby tego specjaliści od straszenia ludzi klimatyczną zagładą.
Problem w tym, że zamiast rzetelnej debaty na ten temat jesteśmy bombardowani niemal wyłącznie przekazem mającym wywołać strach lub poczucie winy. Obrazkami przedstawiającymi ginące koralowce i głodujące polarne misie. Każdy, kto ośmieli się zakwestionować klimatyczne dogmaty, kończy jak dr Crockford lub jeszcze gorzej. Konsekwencje tej wciąż podsycanej zbiorowej histerii są dramatyczne i wbrew temu, co wielu z nas sądzi mają coraz większy wpływ na nasze codzienne życie.
Przykładów nie trzeba daleko szukać. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej zmusza Polskę do ciągłego ograniczania wydobycia węgla. Przez wiele ostatnich lat kopalnie w Polsce były likwidowane, a lukę na rynku zapełniał węgiel rosyjski (który, jak powszechnie wiadomo, polarnym misiom nie szkodzi). „Solidarność” od lat ostrzegała, że to musi się źle skończyć i po raz kolejny miała rację. Nadchodząca zima będzie bardzo ciężka i nie zmieni tego zapowiadany dodatek węglowy dla rodzin ogrzewających domy węglem.
Koszt dodatku węglowego dla budżetu rząd oszacował na ok. 11 mld zł. W maju prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala powiedział w jednym z wywiadów, że budowa nowej ściany wydobywczej w kopalni, z której można pozyskać ok. 800 tys. ton węgla to koszt ok. 200 mln zł. Policzcie sobie, ile takich ścian można by wybudować za 11 mld zł, które wydamy na węgiel sprowadzany z Kolumbii czy Australii. Gdyby w ostatnich latach chociaż połowa tej kwoty została zainwestowana w polskie górnictwo, dzisiaj nie mielibyśmy problemu ani z węglem, ani z cenami energii i ciepła. Miejmy nadzieję, że chociaż polarne misie doceniają, ile dla nich poświęcamy.
Trzeci z Czwartą 😉