Solidar Śląsko Dąbrow

Przedurlopowy i pourlopowy stres

Urlop to taki okres, na który czeka się cały rok, a kiedy już się zacznie, to zawsze coś się pochrzani. Są przypadki ekstremalne, gdy okazuje się, że opłacone wakacje marzeń wcale nie są opłacone, a biuro podróży, które nas na ten wymarzony wywczas miało wysłać, już nie istnieje. Są też katastrofy pomniejsze: brzydka pogoda, nieświeża ryba w smażalni, teściowa na sąsiednim leżaku. Do tego dochodzi stres przedurlopowy, urlopowa depresja, po której człowieka nie czeka nic innego jak tylko nerwy związane z powrotem do pracy.

Jako że w momencie pisania niniejszego felietonu odliczam dni do własnego urlopu, wiem o czym mówię. Rano wstaję napięty jak struna, kładę się spać z nerwami jak postronki, w trakcie dnia papierosa od papierosa odpalam. Pomyślałem: dosyć tego, trzeba myśleć pozytywnie, jakoś to będzie. Grunt to dobre nastawienie. Zbawienne skutki wyparcia stresujących myśli ze świadomości zobaczyłem od razu. Pogoda piękna, ludzie uśmiechnięci, na przystanku tramwajowym pustki. Wakacje w pełni, więc młodzieży uczącej się w tramwaju brak, za to wolnych miejsc siedzących w bród.

Sielanka trwała jednak wyłącznie przez kilkanaście minut. Pech chciał, że właśnie w chwili, gdy wolny od stresu wracałem z roboty tramwajem nr 6, na samym środku torowiska, koło przystanku Chorzów Rynek rozkraczył się TIR, a za nim ustawił się długi sznur niemogących przejechać tramwajów. Ja się stresuję, denerwują się współpasażerowie, motorniczy zębami zgrzyta. Po kilkunastu minutach zbiorowego stresowania się w milczeniu, pewien starszy jegomość nie wytrzymał i zaczął psioczyć. Na kierowce TIR-a. Na służby drogowe, że zepsutej ciężarówki nie odholowały. Na motorniczego, który siedzi w swojej kabinie jakby nigdy nic i nie zamierza poinformować pasażerów, dlaczego stoimy i jak długo postój może potrwać. Na KZK GOP, że choć tramwajowy korek trwa od dobrych kilkudziesięciu minut, nikomu do głowy nie przyszło, żeby zorganizować jakiś transport zastępczy. Wreszcie starszy pan stwierdził, że w innych (w domyśle bardziej cywilizowanych) krajach taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia, a u nas, gdzie nie spojrzeć, tam dziadostwo i bylejakość.

Gdy w końcu dotarłem do domu i z miejsca włączyłem telewizor, zrozumiałem, że moja walka ze stresem musi się skończyć ostateczną i bezwarunkową kapitulacją. Kanał za kanałem stresują się oszukani klienci biur podróży, stresują się ludzie nabici w butelkę przez Amber Gold, stresują się podwykonawcy dróg, którzy od wielu miesięcy nie mogą się doprosić zapłaty, a skarbówka mimo to żąda od nich podatków. Denerwują się na szczeblu krajowym z powodu nepotyzmu i korupcji, spinają u mnie w mieście, bo okazało się, że na otwartej z pompą nowej obwodnicy po kilku dniach pojawiły się garby. Zestresowanych przybywa w lawinowym tempie i nie pomogą tu ani krople z walerianą, ani najdłuższy nawet urlop. Po prostu w końcu puszczą nam nerwy, a wtedy…

Trzeci z Czwartą:)

Dodaj komentarz