Solidar Śląsko Dąbrow

Przed pierwszym dzwonkiem

Zmiany w programach nauczania, puste kasy samorządów i likwidacja placówek oświatowych – wszystko wskazuje na to, że nowy rok szkolny będzie równie trudny jak poprzedni. Jak wynika z szacunków Regionalnej Sekcji Oświaty NSZZ Solidarność od początku 2012 roku w województwie śląskim pracę straciło ponad 1,5 tys. nauczycieli. W całej Polsce zwolnionych zostało 5,7 tys. pedagogów. – To są ludzie z wyższym wykształceniem, posiadający po dwa, trzy fakultety. Równocześnie na rynek pracy wchodzą absolwenci kierunków pedagogicznych, którzy mają niewielkie szanse na znalezienie zatrudnienia – mówi Lesław Ordon, przewodniczący RSO. Jego zdaniem to właśnie brak stabilizacji najbardziej stresuje pracowników oświaty. – Nawet najlepsi nauczyciele nie mogą być pewni, czy w przyszłym roku szkolnym będą mieć pracę – mówi. Związkowcy są przekonani, że szukające oszczędności samorządy w dalszym ciągu będą zamykały szkoły i przedszkola. Ich zdaniem decyzje o likwidacji placówek oświatowych podejmowane są zbyt łatwo, część z nich nie ma uzasadnienia. – W 2012 roku w województwie śląskim zamkniętych zostało 250 placówek oświatowych, z czego decyzję o likwidacji ok. 100 uważamy za bezzasadną – mówi przewodniczący RSO.

Zdaniem Bogumiły Wacławek, rzeczniczki prasowej RSO wielu rodziców ma skrzywiony obraz zawodu i pracy nauczyciela. – Media tak nas pokazują, piętnują Kartę Nauczyciela, „krótki czas pracy”, czy inne „przywileje”, dlatego rodzice, którzy przyprowadzają swoje dzieci do szkoły często są nieufni i nie chcą współpracować z nauczycielami – mówi. Jej zdaniem taka postawa rodzi niepotrzebne bariery i stresy. Bogumiła Wacławek jest nauczycielem nauczania początkowego, we wrześniu rozpocznie pracę z pierwszą klasą i najbardziej obawia się o warunki pracy. – Klasa zapowiada się dość liczna, a pomoce szkolne, jak w większości szkół, skromne – mówi.

Darmowa edukacja?
Początek roku szkolnego to stresy nie tylko dla nauczycieli, ale także dla rodziców. – Darmowa edukacja w Polsce to mit. Właśnie kupiłem część podręczników dla dzieci i już wydałem ponad 500 zł, a końca zakupów nie widać – mówi Andrzej Nowakowski, ojciec ośmioletniej Kasi i piętnastoletniego Jakuba. Na zbyt wysokie ceny książek szkolnych skarżą się rodzice najmłodszych i najstarszych uczniów. Komplet podręczników do pierwszej klasy szkoły podstawowej kosztuje od 200 do 250 zł, książka do języka angielskiego od 50 do 80 zł. Wydatki na książki rosną wraz z dziećmi. Za podręczniki do starszych klas szkoły podstawowej i gimnazjum trzeba zapłacić kilkaset złotych. A to jeszcze nie wszystko. Trzeba kupić przybory, zeszyty i strój na wychowanie fizyczne. Wysłanie jednego dziecka do szkoły kosztuje nawet 800 zł.
Dodatkowe koszty rodzice ponoszą w trakcie roku szkolnego, w niektórych szkołach co miesiąc składają się na środki czystości i płyny do mycia podłóg. – Utrzymanie szkół jest obowiązkiem gmin i takie praktyki nie powinny mieć miejsca – zauważa Bogumiła Wacławek.

Nauczanie modułowe
Związkowcy z Solidarności krytykują obecne MEN za nieprzemyślane reformy oświaty, prowadzące do wielu zmian programowych. Od września według nowej podstawy będą uczyć się uczniowie czwartych klas szkół podstawowych oraz młodzież w szkołach ponadgimnazjalnych. – Zamiast tradycyjnych przedmiotów uczniowie szkół ponadgimnazjalnych będą wybierali bloki tematyczne ścisłe lub humanistyczne – mówi Ordon. Zdaniem związkowców wprowadzenie nauczania modułowego wpłynie na obniżenie wiedzy ogólnej przyszłych absolwentów i zmniejszy ich szanse na podjęcie atrakcyjnych kierunków studiów. – Wielu młodych ludzi w wieku 16 lat jeszcze nie wie, jaki zawód chciałoby wykonywać. Jeżeli przy wyborze bloków tematycznych popełnią błędy, nie będą mieli szans na zmianę decyzji – dodaje.

Sześciolatki wolą przedszkola
Nie sprawdza się też ministerialny pomysł doprowadzenia do objęcia obowiązkiem szkolnym sześciolatków.
W ubiegłym roku szkolnym tylko 20 proc. dzieci w tym wieku rozpoczęło naukę szkolną. Z informacji przekazywanych przez kuratoria oświaty wynika, że w tym roku będzie ich o kilka procent mniej. MEN liczyło na to, że od września do pierwszej klasy pójdzie nawet 40 proc. sześcioletnich dzieci. Rodzice, którzy wolą, żeby ich pociecha została w przedszkolu, podkreślają, że szkoły nie są przygotowane do przyjęcia sześciolatków. Nie chcą też, żeby ich dzieci uczyły się w jednych klasach z siedmiolatkami. – Opór rodziców jest uzasadniony. Na razie mówi się o przesunięciu obowiązku szkolnego dla sześciolatków na 2014 rok. Mam nadzieję, że dla dobra dzieci MEN wycofa się z tej reformy – dodaje Lesław Ordon.

Agnieszka Konieczny

Dodaj komentarz