Solidar Śląsko Dąbrow

Prognozy i rzeczywistość

Ekonomia jest nauką społeczną, a nie ścisłą. Ekonomia to nie matematyka. Ekonomii bliżej do meteorologii. Prognoza z grubsza może się sprawdzić w krótkiej perspektywie. W dłuższym okresie to loteria. Za dużo zmiennych. W ekonomii obok wiedzy naukowej, potrzebne jest doświadczenie życiowe. Niezbędna jest intuicja i szczęście. Podobnie rzecz ma się z demografią.

Program „Rodzina 500 plus” zakłada, że 500 zł na „każde drugie i kolejne dziecko” doprowadzi do zahamowania kryzysu demograficznego. To dość spora suma w naszej, nadwiślańskiej rzeczywistości, ale czy wystarczająco spora? – 500 zł? 560 zł płacę za żłobek dla mojej jedynaczki. A co z innymi wydatkami? – pytała jedna z moich znajomych. Niby mówiła to żartem, ale takiego argumentu lekceważyć nie można.

Warto też pamiętać, że spora część polskich rodzin, odkładając w czasie plany spłodzenia drugiego potomka, kierowała się nie tylko wysokością miesięcznych dochodów, ale wieloma innymi uwarunkowaniami związanymi z mieszkaniem, stabilnością pracy, dostępnością opieki dla dziecka, itd. Doświadczenie uczyło, że nawet tak skromny zastrzyk jak sławetne becikowe, które początkowo przysługiwało wszystkim, potem stało się wyłącznie dodatkiem socjalnym dla najuboższych. W innych obszarach, w których państwo obiecywało pomoc, pozostało jak w słynnej definicji ministra Sienkiewicza. Nawiasem mówiąc, program 500 plus karze rodziców za ostrożność. Jedynaki z przeciętnie sytuowanych rodzin 500 zł nie dostaną, choć ich rodzice na tę sumę składają się w podatkach. Za to dzieci z rodzin dużo bogatszych, dzięki temu, że mają rodzeństwo, otrzymają w prezencie wypasione kieszonkowe. Ale niech tam. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził i się nie urodzi. Nawet program 500 plus tego nie zmieni.

Wracając do ekonomii. Z pewnością flagowy program ekipy rządzącej sprawi, iż rodzice drugiego i każdego kolejnego dziecka więcej zostawią w sklepach. Teoretycznie powinien na tym zyskać polski przemysł spożywczy, wszak w naszym kraju lwią część budżetów domowych pochłaniają wydatki na żywność. Są też inne segmenty rynku, gdzie już liczy się potencjalne zyski. Wcale nie będę zdziwiony, gdy wkrótce pojawią się reklamy typu: „Tylko 12 rat po 500 zł”. Pierwsza w kolejce stoi branża artykułów dziecięcych. Wyobraźnia przedstawicieli tego segmentu w produkowaniu nowych potrzeb nie ma granic, podobnie jak rozmach w windowaniu cen. Wszak dziecku się nie odmawia. Problem w tym, że nie kojarzę zbyt wielu polskich producentów tej branży, ale może to się zmieni. Może się pojawią, dając nowe, dobrze opłacane miejsca pracy w Polsce. Trzeba mieć nadzieję.

A co z rodzicami, którzy, jak część ekonomistów prognozuje, przehulają owe pięć stów? Tu, cynicznie rzecz ujmując, sprawa wydaje się prosta, choć nikt głośno o tym nie mówi. Przypuszczalnie większość przehulanej kwoty wróci do budżetu. 85 proc. ceny paczki papierosów to podatki. 70 proc. ceny butelki wódki to podatki. Palacz puszczający z dymem paczkę dziennie miesięcznie wydaje na to grubo ponad 400 zł. Dodajcie do tego inne produkty opatrzone banderolą i już jest 500+, tyle że dla fiskusa. Oczywiście wszystko pod warunkiem, że rozweselacze nie pochodzą z szarej strefy.

Ale żeby była jasność. To dobrze, że przynajmniej część rodziców otrzyma dodatkowe pieniądze na wychowanie dzieci. Jestem przekonany, że większość wyda je lepiej, niż zrobiliby to za nich urzędnicy. A jakie będą tego efekty? Demografia podobnie jak ekonomia jest nauką społeczną. Dobrze opisuje przeszłość, w prognozach myli się nagminnie.

Jeden z Drugą;)

 

Dodaj komentarz