Solidar Śląsko Dąbrow

Problem dzika państwowego

Rolnicy z Podlaskiego skarżą się, że należące do państwa dzikie świnie niszczą im uprawy, a państwo nie wypłaca im odpowiednich odszkodowań. – Przyszedł dzik państwowy i wszystko zeżarł – wyjaśniał przed kamerami jeden z rolników. W połowie stycznia kilku innych rolników przywiozło umieszczonego w klatce dzika na Wiejską przed gmach Sejmu. Gdy straż marszałkowska kazała im zabrać zwierzę, ze spokojem wyjaśnili, że nie mogą, bo to dzik państwowy na terenie państwowym.

Problem państwowego dzika osiągnął takie rozmiary, że zmuszony został do reakcji państwowy minister rolnictwa Marek Sawicki. Tym razem nie nazwał rolników frajerami i obiecał wsparcie, a konkretnie, jak się wyraził: depopulację. Początkowo myślałem, że mówi o depilacji, że to taki żarcik, wicie, rozumicice, ogolimy dzika i będzie jak różowa trzoda chlewna. Ale okazało się, że nie, Sawicki nie żartował i znał znaczenie słowa, którego użył.

Depopulacja mówiąc po ludzku oznacza masowy odstrzał dzikich świń. Dzikich, czyli tych z zarośniętymi szczeciną ryjami i podobnie włochatą pozostałą częścią tuszy. Nie będę tu rozstrzygał, czy to dobrze z tą depopopulacją, czy źle, czy wyższe odszkodowanie za szkody poczynione przez państwowe dziki to dobre rozwiązanie czy też nie. Skupię się na drobnym, pozornie wyłącznie formalnym, a w rzeczywistości jednym z kluczowych aspektów sprawy, a mianowicie na języku i na nazewnictwie.

Rolnicy wiedzą, że dzik mieszka w państwowych lasach i jest chroniony przez państwo. Gdyby mówili, że zwierz dziki niszczy im uprawę, to winne byłyby nieubłagane prawa przyrody, a ekolodzy snuliby opowieści o tym, jak to nasi szczeciniaści bracia odbierają sobie to, co rolnicy im zawłaszczyli. Określenie dzik państwowy, to moim zdaniem pomysł genialny. W sposób jasny i precyzyjny wskazuje, że dzik ma właściciela, który za czyny swojego leśnego podopiecznego odpowiada. Z kolei minister rolnictwa używając określenia depopulacja stara się obronić przed atakiem osób nadmiernie wrażliwych na problemy różnych zwierzątek. Nawiasem mówiąc, ta nadmierna wrażliwość często idzie w parze ze zupełnym zobojętnieniem wobec problemów innych ludzi. Słowo depopulacja brzmi jednak inaczej niż odstrzał. To wyrażenie sugerujące załatwienie sprawy w białych rękawiczkach, przeprowadzenie bezbolesnej operacji pod narkozą, a nie krwawej jatki przy użyciu dubeltówki. Oczywiście depopulacja Sawickiego ma o wiele mniej wdzięku i skuteczności niż dzik państwowy rolników z Podlasia, niemniej metoda jest ta sama.

A teraz proszę popatrzeć nieco wstecz na kariery określeń typu restrukturyzacja, wygaszanie zakładu, redukcja zatrudnienia, itp. Niby wszyscy wiedzą, że chodzi o likwidację i zwolnienia, ale inna nazwa sugeruje, że są to procesy, które można zaakceptować. Co więcej, człowiek wykształcony i idący z postępem akceptować powinnien je bez zmrużenia oka. Jeśli więc rząd ma problem z pewnym państwowym prezesem, przeciwko któremu występuje cała załoga i kategorycznie żąda jego zwolnienia, to ja się dziwię, że nie chce skorzystać z patentu ze zmianą nazwy. Oczywiście nie sugeruję, żeby prezesa zredukować, zrestrukturyzować czy wygasić. To byłoby brutalne i pełne przemocy. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby ogłosić, że doświadczenie, umiejętność zarządzania oraz szereg innych zalet owego uważanego za kontrowersyjnego, ale skutecznego menedżera są niezbędne na zupełnie nowym odcinku nadzoru państwa nad naszymi narodowymi bogactwami. Np. mógłby się opiekować sektorem państwowych dzików i zarządzać procesem depopulacji owego bogactwa.

Jeden z Drugą:)

 

Dodaj komentarz