Solidar Śląsko Dąbrow

Powrót lat 80-tych

Patrząc na wałęsającą się po ulicach młodzież, odczuwam pewien niepokój. Ich ciuchy przypominają mi lata 80-te ubiegłego wieku. Z jednej strony pewien sentyment, ale z drugiej coś odpychającego, charakterystyczna dla peerelu brzydota. Przy czym wówczas wynikała ona z biedy po prostu, dziś to raczej wybór, bywa, że drogi wybór. Ale bieda z tamtych lat też już czeka za drzwiami. Jak partia. Ta sama, choć nie taka sama. Ale paradoksalnie bieda ta może być bardziej dotkliwa, niż w pamiętnych latach 80-tych. Z wyższego konia spadamy, więc będzie bardziej bolało.

Za nieudolność polityków, za chore pomysły ideologiczne, za robienie przez europejskich polityków interesów ze wschodnimi satrapami od ropy, gazu i węgla, znów zapłacą zwykli ludzie, zapłaci młodzież wchodząca w dorosłość w momencie jednego z najgłębszych kryzysów po II wojnie światowej. I nie należy się łudzić, że wspólnota będzie dbać o dzieci z wszystkich krajów UE jednakowo. Najpierw będzie dbać o swoich potomków, aby im właśnie zapewnić dostatnie i wygodne życie.

Bezradnie zazdrościliśmy im zza muru, zza płotu przez kilkadziesiąt lat. Po zburzeniu muru i płotów wierzyliśmy, że dobiegniemy do grupy. Ale oni wyraźnie pokazują, że nie chcą, żebyśmy dobiegli. Mamy trzymać dystans i to spory. Mamy pełnić rolę tych gorszych na zawsze. „Donaszać” po nich ciuchy, „dojeżdżać” samochody, a jak będziemy grzeczni, to będziemy se mogli pojeździć ich starymi czołgami. Czy to się nigdy nie skończy?

Odkąd pamiętam, a będzie już prawie pół wieku na kalendarzu, węgiel zawsze był. W biedniejszych okresach głównie w formie mułu. Gdy było lepiej, to orzech i kostka. I z drewnem też nie było problemu. Był także gaz, choć z jego cenami też różnie bywało. Ludzie nauczeni historycznym doświadczeniem starali się mieć w domu więcej źródeł energii do ogrzewania. Aż przyszło rozprzężenie. Dywersyfikacja, alternatywa, własne źródło? A po co? Przecież żyjemy już w tak nowoczesnym i w tak bezpiecznym świecie, że niczego nam nie braknie. A tu niestety brakło. Węgla brakło. Boleśnie. Nie dość, że podrożał, to nie można go kupić. Zmuszeni przez Unię i państwo do modernizacji kotłów węglowych boją się zimy, bo nie mają czym palić. Poza węglem niczego innego nie da się w tych nowoczesnych urządzeniach spalać. Może drewno, ale to w praktyce oznacza zamieszkanie w kotłowni. Muł, który ratował ludzi w trudniejszych czasach, został zakazany.

Patrząc na to, jak ekipa rządząca stara się rozwiązać problem, trudno być dobrej myśli. Oni nawet w piwnicy węgla nie widzieli, nie odróżniają węgli grubych od mułu. Wrzucają jakieś samobójcze wizerunkowo pomysły ze zbiórką chrustu. I chyba liczą na legendarną kreatywność narodu, który se wymyśli, jak przetrwać zimę. Kreatywność mamy sporą. W pamiętnych latach 80-tych nasi rodzice mimo pustych półek i braków w zaopatrzeniu starali się uzupełnić to, czego brakowało. Kto nie pamięta kotletów „schabowych” z plastrów wydrążonej cukinii, czy w wersji de luxe z panierowanej mortadeli? Kto nie zachwycał się deserem w postaci szyszek ulepionych z tzw. dmuchanego ryżu czy „kryzysową” czekoladą z mleka w proszku i kakao? Inwencja była. Pomysły były. Ale ogrzać dom współczesnym kotłem węglowym, nie posiadając węgla? Cóż. Pozostaje mocno ściskać kciuki, że ktoś na gwałt wymyśli jakiś wyrób węglopodobny, który pozwoli dotrwać do wiosny. A później się zobaczy. A później jakoś to będzie.

Jeden z Drugą;)

.