Solidar Śląsko Dąbrow

Polski pracownik, tani pracownik

Według rankingu CNN Money Polacy są szóstym najbardziej zapracowanym narodem na świecie. Z krajów należących do UE więcej czasu w pracy spędzają od nas jedynie Estończycy. Mimo to nasze zarobki są nadal kilkakrotnie mniejsze od wynagrodzeń w zachodnich krajach Unii.

Jak podaje Eurostat, średnia roczna płaca brutto w 2011 roku w Polsce wyniosła 9702 euro. Dla porównania przeciętny Niemiec zarobił w tym okresie 60 tys. euro, Holender 46,2 tys. euro, a mieszkaniec Luksemburga 50,5 tys. euro. Polskie zarobki wypadają blado nie tylko w porównaniu do najbogatszych krajów zachodniej Europy. W 2011 roku polski pracownik zarobił ponad 2,3 tys. euro mniej od swojego sąsiada z Czech, o ponad 1,5 tys. euro mniej od pracownika ze Słowacji oraz o prawie 800 euro mniej od statystycznego Węgra.

Wbrew temu, co można usłyszeć w większości mediów, nasze pensje wcale nie rosną szybciej niż w innych krajach europejskich. Prawdą jest, że pod względem zarobków mozolnie, w żółwim tempie zmniejszamy dystans do krajów tzw. starej piętnastki. Jednak nawet według najbardziej optymistycznych szacunków ekonomistów „zachodni” poziom płac osiągniemy najwcześniej za 50-60 lat. Natomiast kiedy porównamy nasze tempo wzrostu płac z tym, jak szybko rosną wynagrodzenia w pozostałych nowych krajach członkowskich UE, okazuje się, że już niedługo możemy stracić dystans nie tylko do Niemców czy Holendrów, ale także do Łotyszy, Czechów, czy Słowaków.

Wyprzedzają nas prawie wszyscy
Zgodnie z danymi Eurostatu, w latach 2000-2010 średnie roczne wynagrodzenie brutto pracownika zatrudnionego na pełen etat w Polsce wzrosło z 6226 euro do 9435 euro, czyli o 52 proc. W tym samym czasie średnia krajowa w Czechach wzrosła o 145 proc., na Łotwie o 165 proc., na Węgrzech o 142 proc. a na Słowacji o 201 proc.

Gdy mowa o poziomie zarobków w Polsce, zazwyczaj jako główną przyczynę ich bardzo niskiego poziomu podaje się marną efektywność pracy. Rzeczywiście produktywność Polaków w 2011 roku wyniosła zaledwie 67 proc. średniej Unii Europejskiej. Nie wynika to jednak z lenistwa czy braku zaangażowania polskich pracowników. Efektywność zależy przede wszystkim od organizacji pracy i poziomu technologii wykorzystywanych w zakładzie pracy.

Niższa od średniej unijnej efektywność pracy nijak jednak nie tłumaczy, dlaczego zarabiamy 4-5 razy mniej od pracowników z Zachodu. Tym bardziej, że wzrost wynagrodzeń w naszym kraju w ostatnich latach nie nadąża za wzrostem produktywności. Jak tłumaczył kilka miesięcy temu w rozmowie z TŚD prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, gdyby płace Polaków rosły proporcjonalnie do efektywności pracy, w 2011 roku, czyli dwa lata temu średnia krajowa wyniosłaby ok. 5 tys. zł. Jak jest, wiecie sami.

Pracodawca daje góra minimum
Środowiska pracodawców oraz część ekonomistów często tłumaczą niski poziom wynagrodzeń w Polsce wysokimi kosztami pracy oraz opodatkowaniem działalności gospodarczej. Te tezy nie mają jednak zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Koszty pracy w Polce stanowią ok. jednej trzeciej średniej unijnej, natomiast w porównaniu do najbogatszych krajów UE koszty te są nawet czterokrotnie niższe.

W ciągu ostatnich czterech lat zyski polskich firm wzrosły o 65 proc., a fundusz wynagrodzeń brutto zwiększył się zaledwie o 15 proc. Na koniec 2011 roku polskie przedsiębiorstwa zgromadziły na rachunkach bankowych ponad 200 mld zł zysków. Dlaczego więc wciąż zarabiamy tak mało? Jak tłumaczy prof. Grażyna Ancyparowicz, ekonomistka z Szkoły Głównej Handlowej, sprzyja temu m.in polityka rządzących skupiająca się na ochronie interesów pracodawców kosztem pracowników, wysokie bezrobocie oraz nieograniczona swoboda w stosowaniu umów śmieciowych. W takich realiach pracodawcy dyktują wszelkie warunki, a pracownicy są w stanie zgodzić się na bardzo niskie wynagrodzenia, aby mieć jakiekolwiek zatrudnienie i źródło utrzymania. – Żaden pracodawca, jeżeli nie będzie do tego przymuszony przez sytuację na rynku pracy, nie da pracownikowi nic ponad minimum, które musi mu dać. Jeżeli państwo nadal będzie się wycofywało z gospodarki, a rządzący nadal będą tłumić wzrost wynagrodzeń i tolerować różnego rodzaju patologie na rynku pracy, to nic się w tej kwestii nie zmieni. Państwo nie może być tylko i wyłącznie stróżem majątku uwłaszczonej nomenklatury i wielkich zagranicznych korporacji, a tak właśnie rozumiany jest u nas neoliberalizm – mówi prof. Ancyparowicz.

Łukasz Karczmarzyk

Dodaj komentarz