Solidar Śląsko Dąbrow

Polska powinna żądać rozliczenia

Trwa szczyt klimatyczny ONZ. Podczas warszawskiej konferencji mają zostać zapoczątkowane negocjacje dotyczące nowego globalnego porozumienia dotyczącego redukcji CO2. Nowa umowa klimatyczna ma zostać podpisana za dwa lata na szczycie w Paryżu.

Nowe globalne porozumienie klimatyczne ma być następcą protokołu z Kioto, którego termin obowiązywania na ubiegłorocznym szczycie klimatycznym COP18 w stolicy Kataru Dausze przedłużono do 2020 roku. Problem jednak w tym, że najwięksi emitenci gazów cieplarnianych, albo nie ratyfikowali protokołu (jak np. USA, czy Kanada, która wystąpiła z protokołu w 2011 roku), albo też nie wypełniają wynikających z niego zobowiązań. Dla przykładu w Chinach emisja CO2 w latach 1990–2011 wzrosła o 205 ton na głowę mieszkańca, a w Indiach o 100 ton per capita.

– Przyjmowanie jakiegokolwiek nowego porozumienia klimatycznego powinno być poprzedzone rzetelnym rozliczeniem wykonania protokołu z Kioto. Warto przypomnieć, że Polska w odróżnieniu od wielu państw, wykonała ten plan z nawiązką. Polska jako gospodarz COP 19 powinna zdecydowanie zażądać takiego rozliczenia – podkreśla Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

Świat nie ogląda się na UE
Chiny czy Indie nie mają najmniejszej ochoty na ograniczanie emisji dwutlenku węgla z prostego powodu:  byłoby to niekorzystne dla ich gospodarek. Warto dodać, że za złamanie zapisów protokołu nie grożą żadne poważne sankcje. W tej sytuacji trudno oczekiwać, że opracowanie nowego porozumienia klimatycznego jest w stanie cokolwiek zmienić. Z kolei wdrażanie jakichkolwiek nowych programów redukcyjnych bez udziału państw emitujących największe ilości CO2 nie ma najmniejszego sensu, co zdaje się dostrzegać już nawet część eurodeputowanych, którzy dotąd postulowali zaostrzanie unijnej polityki klimatycznej bez oglądania się na kraje spoza Wspólnoty. To podejście na szczęście powoli zaczyna się zmieniać. 23 października, w rezolucji przyjętej przed szczytem COP 19 w Warszawie, Parlament Europejski wezwał do 30-proc. redukcji emisji CO2 do 2020 roku, pod warunkiem, że uczynią to inni emitenci.

Eko-kompromitacja
Zmiana tonu europarlamentarzystów wynika głównie przedłużającego się kryzysu gospodarczego. W chudych latach mało kogo stać na realizację kosztownych programów redukcyjnych. Inna sprawa to fakt, iż naukowa podstawa unijnej religii klimatycznej staje się coraz mniej wiarygodna. Z opublikowanego niedawno Piątego Raportu Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu (IPCC), instytutu, na którego badaniach opiera się cała polityka klimatyczna UE, wynika, że wszystkie dotychczasowe prognozy dotyczące ocieplenia klimatu nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Zespół pana Rajendra Pachauri, z wykształcenia inżyniera kolejnictwa, który do tej pory był traktowany jak wyrocznia w dziedzinie zmian klimatu, kompletnie się skompromitował, a wraz z nim cała unijna polityka klimatyczna w obecnym kształcie.

Nie o klimat tu chodzi
Komisja Europejska nie zamierza jednak wycofywać się z tej polityki. To jasno wskazuje, że nie o klimat tu chodzi, ale o brutalną realizację gospodarczych interesów najbogatszych krajów UE kosztem krajów biedniejszych, takich jak np. Polska. – Pakiet klimatyczno-energetyczny to po prostu interes dla takich krajów jak Francja z energetyką opartą na atomie czy Niemcy z energetyką wiatrową. Kraje te przez dziesięciolecia rozwijały swój przemysł dzięki taniej energii, a teraz odmawiają tego prawa biedniejszym państwom i jeszcze chcą na nas zarobić – zaznacza szef śląsko-dąbrowskiej „S”.

Backloading = droga energia
W cieniu warszawskiego szczytu, który niemal na pewno nie przyniesie żadnych konkretnych uzgodnień, Rada Europejska przyjęła bardzo niekorzystną dla Polski nowelizację Dyrektywy o Systemie Handlu Emisjami (ETS). Chodzi o tzw. backloading, czyli zawieszenie sprzedaży 900 mln pozwoleń na emisje CO2, co drastycznie podniesie ich cenę, a w konsekwencji cenę energii, zwłaszcza w kraju takim jak Polska, gdzie energetyka oparta jest głównie na węglu. Droga energia grozi utratą konkurencyjności przemysłu i przeniesieniem produkcji poza granice UE.

Teraz backloadingiem zajmie się sztab negocjacyjny, którego zadaniem będzie wypracowanie kompromisu z PE. Następnie propozycja legislacyjna trafi pod obrady komisji środowiska PE, a w kolejnym kroku, prawdopodobnie 10 grudnia, pod głosowanie plenarne. W lipcu tego roku Parlament Europejski już raz poparł backloading. Jeżeli i tym razem eurodeputowani dadzą temu instrumentowi zielone światło, polską gospodarkę czekają poważne kłopoty.

Łukasz Karczmarzyk

Dodaj komentarz