Pójść siedzieć za 212
Więzienie, dotkliwe sankcje finansowe, zakaz wykonywania zawodu, a nawet przymusowe badania psychiatryczne, to wszystko może spotkać dziennikarza czy internetowego blogera oskarżonego o zniesławienie na podstawie artykułu 212 Kodeksu karnego. 6 marca Rzecznik Praw Obywatelskich skierowała do Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina wystąpienie w sprawie przestępstwa zniesławienia, apelując o wykreślenie art. 212 z Kodeksu karnego. Podobne wnioski od lat składają przedstawiciele środowiska dziennikarskiego, naukowego, wydawcy, czy organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka i wolności słowa. W teorii art. 212 ma chronić wizerunek i dobra osobiste osób czy instytucji przed pomówieniem i zniesławieniem. W praktyce przepis ten staje się często narzędziem tłumienia wolności słowa, prawa do krytyki, a także poręcznym orężem w walce z przeciwnikami politycznymi.
Jakie sankcje grożą oskarżonemu z art. 212? Przede wszystkim grzywna i ograniczenie wolności. Oskarżenie może się jednak skończyć nawet roczną odsiadką, jeżeli zniesławienia dopuściliśmy się za pomocą środków masowego przekazu. Na odpowiedzialność tego typu narażeni są przede wszystkim dziennikarze, ale identyczna kara może spotkać blogera czy autora komentarza na internetowym forum. – W przypadku art. 212 sankcja jest zupełnie nieproporcjonalna do dóbr, które ten przepis ma chronić. Kara więzienia za przestępstwo zniesławienia jest zbyt surowa. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dopuszcza ją wyłącznie w przypadku, kiedy słowa takiego dziennikarza, czy internauty są tzw. mową nienawiści – mówi Dominika Bychawska z Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Problem jednak w tym, że wyroki skazujące za zniesławienie zapadają w naszych sądach w zupełnie kuriozalnych przypadkach. Łukasz Kasprowicz, bloger i dziennikarz lokalnej gazety z Mosiny, został skazany w styczniu 2011 roku o zniesławienie burmistrz tej miejscowości Zofii Springer. Kasprowicz na swoim blogu komentował bieżące lokalne wydarzenia i działalność samorządowych władz. Do czasu. Pani burmistrz pozwała blogera, gdyż poczuła się dotknięta m.in. takimi wpisami na blogu: „Nasza pani burmistrz robi karierę nie tylko wdzięcząc się przed marketami” czy „Mosiński magistrat to według mnie burdel na kółkach”. Sąd skazał blogera na 300 godzin ograniczenia wolności, nawiązkę i zakaz wykonywania zawodu dziennikarza, choć sporne publikacje nie miały związku z jego pracą w lokalnym piśmie.
Wyrok za opinię
W innym z głośnych przypadków Izabela Lewandowska-Malec, radna gminy Świątniki Górne, została oskarżona z artykułu 212 za wypowiedź: „Skłaniam się do poglądu, że burmistrz czyni na organ prokuratorski pozaprawne naciski”. Sąd w Wieliczce skazał ją na 7,5 tys. złotych grzywny oraz nakazał publikację wyroku. Lewandowskiej-Malec nie pomogła argumentacja, że wypowiedź, której dotyczył zarzut, nie była twierdzeniem o faktach, lecz opinią, której nie można przypisywać waloru prawdy, czy fałszu. Apelacja oskarżonej również została odrzucona. Obecnie sprawą zajmuje się Europejski Trybunał Praw Człowieka.
– Tak zadziwiające wyroki zdarzają się niestety często. Skazany na podstawie artykułu 212 w sensie formalnym zostaje przestępcą takim samym, jak morderca, gwałciciel czy złodziej. Zostaje wpisany do Krajowego Rejestru Karnego, co niesie za sobą poważne konsekwencje, jeśli chodzi o możliwość wykonywania wielu zawodów, zaciągania kredytów itd. Poza tym sam proces i wiążące się z nim niedogodności takie, jak konieczność stawiania się na kolejnych rozprawach, czy nakazywane często przez sąd obowiązkowe badania psychiatryczne, są już swego rodzaju represją – podkreśla Marek Frąckowiak, zastępca dyrektora Izby Wydawców Prasy. Co więcej, konstrukcja art. 212 oraz towarzyszącego mu art. 213 KK, stoi w opinii wielu ekspertów w sprzeczności z zasadą domniemania niewinności. – Zgodnie z art. 213, który zakłada wyłączenie odpowiedzialności, to oskarżony musi udowodnić, że publikacja, której dotyczy zarzut zniesławienia, jest zgodna z prawdą oraz, że służy ona obronie społecznie uzasadnionego interesu. Tak więc de facto to dziennikarz musi udowadniać, że jest niewinny – zaznacza Dominika Bychawska.
Zagrożenie dla wolności słowa
Organizatorzy kampanii „Wykreśl 212 KK”, której członkami są m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Izba Wydawców Prasy i Stowarzyszenie Gazet Lokalnych podkreślają, że odpowiedzialność karna za zniesławienie stanowi poważne zagrożenie dla wolności słowa oraz funkcji kontrolnej mediów wobec władzy publicznej na wszystkich szczeblach. – Te przepisy mogą prowadzić do swego rodzaju autocenzury wśród dziennikarzy. To zjawisko nazywa się często „efektem mrożenia”, czyli niechęcią przed publikowaniem prawdy w obawie, że konsekwencje będą zbyt uciążliwe – mówi Ewa Barlik, dyrektor Biura Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. – Te przepisy działają jak straszak. Po doświadczeniach z art. 212 każdy wydawca zastanowi się trzy razy, nim wzbudzi gniew wójta, burmistrza czy starosty. A to jest bardzo niebezpieczne – dodaje Marek Frąckowiak.
W Europie to kuriozum
Czy równie drastyczne regulacje prawne występują również w innych krajach europejskich? Otóż znaczna część państw zniosła już przepisy, wprowadzające odpowiedzialność karną za zniesławienie. W pozostałych, nawet jeżeli takie przepisy występują, to z powodu presji opinii publicznej, są one w zasadzie martwe. – Kiedyś rozmawialiśmy na ten temat z przedstawicielem wydawców niemieckich, który powiedział, że w niemieckim systemie prawnym występuje podobny przepis, ale nikt nie odważy się z niego korzystać – mówi Frąckowiak.
Warto tutaj dodać, że wykreślenie art. 212 nie oznaczałoby, że osoby publicznie zniesławione nie miałyby narzędzi do obrony swoich dóbr osobistych. Takie narzędzia daje bowiem Kodeks Cywilny. Dlaczego więc, ten kuriozalny przepis nadal obowiązuje? – Kilka lat temu, ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski przedstawił w parlamencie gotowy projekt stopniowej likwidacji tego przepisu. Niestety, choć to projekt rządowy, Sejm bez mrugnięcia okiem przywrócił najbardziej represyjny wobec mediów ustęp tego artykułu. To jest dla polityków bardzo skuteczne narzędzie wywierania presji na media, a to jest kuszące dla każdej władzy – konkluduje Marek Frąckowiak. – Ten problem, mimo że liczba pozwów stale rośnie, dotyczy kilkuset osób rocznie, więc przez polityków jest traktowany po macoszemu. Niestety w naszym kraju prawo tworzy się nie po to, aby było sprawiedliwie, ale po to, żeby ktoś mógł na tym zdobyć wyborcze punkty – dodaje Ewa Barlik.
Łukasz Karczmarzyk