Paranoja? Nieprawdopodobne?
Gdy „mohery” organizowały wielotysięczne manifestacje w obronie wolności słowa, to spora część mediów tzw. głównego nurtu krzywiła się, bagatelizowała, wyśmiewała, bez cienia refleksji powtarzała argumenty decydentów. Wolność słowa to takie banalne hasło, podobnie jak prawa obywatelskie, związkowe i pracownicze czy sprawiedliwość społeczna. Ale nagle przyszło otrzeźwienie, bo okazało się, że Senat w trakcie prac nad nowelizacją prawa prasowego wymyślił instrument, który spowoduje, że gazety będą zmuszone drukować głównie artykuły swoich przeciwników. Ów instrument powodowałby, że po każdej publikacji dotyczącej tego, że ktoś coś zrobił źle, zgodnie z prawem gazety musiałby zamieścić dwukrotnie dłuższy artykuł „ktosia”, mówiący o tym, że zrobił dobrze. Tym samym po pewnym czasie nie byłoby już miejsca na inne publikacje niż te, w których „ktosie” pisaliby, jacy są świetni, mądrzy i wspaniali. Naczelny łamałby sobie głowę, kogo i ilu w najbliższym numerze na kolanach pochwalić, żeby w następnym znaleźć miejsce na jeden obiektywny artykuł.
Paranoja? Nieprawdopodobne? A jednak to możliwe, a co gorsza realne. Tzw. izba refleksji „pracuje nad tym”. W tej izbie większość ma pewna partia, nosząca w nazwie przymiotnik „obywatelska”. Dwa miliony obywateli Polski, którzy składali podpis pod wnioskiem o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, już wie, że tej partii bliżej do milicji obywatelskiej niż politycznego ruchu obywatelskiego. Teraz redaktorzy naczelni kilkudziesięciu gazet i czasopism, od prawa do lewa, zaczęli się obawiać, że na własnej skórze mogą odczuć, jak obywatelska traktuje prawa obywatelskie. I zaprotestowali na pierwszych stronach swoich gazet. Chciałoby się wierzyć, że wykuwany w Senacie pomysł jest tylko wyrazem braku wiedzy, amatorszczyzny i nieudacznictwa, których owocem są takie perełki jak wydłużenie wieku emerytalnego, ustawa refundacyjna, sprawa ACTA, niewidzialne autostrady czy stadiony tak tanie, jak państwo. Jeśli tak, to należałoby to towarzystwo rzekomo obywatelskie przywołać do porządku, wygonić z ław parlamentarnych i zamknąć w szkole podstawowej z internatem. Jeśli nie, jeśli jest to działanie z premedytacją, to po prostu wygonić.
Wolność słowa w naszym kraju nie miewa się ostatnio najlepiej. W stolicy zielonej wyspy, gdzie panuje Bufetowa I (ostatnio zyskała przydomek Korkiewicz-Walec), podległa władczyni komunalna spółka odmówiła Solidarności rozwieszenia na słupach ogłoszeniowych plakatów z wizerunkami posłów, którzy głosowali przeciwko wnioskowi o referendum emerytalne. Paranoja? Nieprawdopodobne? A jednak to możliwe, a co gorsza realne.
Ale jeśli myślicie, że polska biurokracja idzie na majstra w paranoicznych pomysłach, to jesteście w błędzie. To trampkarze. Eurokraci są w tej dziedzinie nadal nieosiągalni. Parlament Europejski przyjął właśnie rezolucję w sprawie kobiet i tzw. globalnego ocieplenia. W tejże rezolucji można przeczytać, że „zmiana klimatu nasila dyskryminację ze względu na płeć”. Czyli im cieplej, tym bardziej męskie, szowinistyczne świnie gnębią kobiety. Uwaga! Będę polemizował. Powszechnie wiadomo, iż w miarę ocieplania się, czyli wiosną i latem, u mieszkańców strefy umiarkowanej zwiększa się chęć do (jeśli mogę się tak unijnie wyrazić) redukcji liczby, wagi i powierzchni używanych na co dzień składników odzieżowych. Rzut oka na rozebranych osobników obu płci wystarczy, aby wskazać ofiarę dyskryminacji. A jeśli nadal wierzycie, że to mężczyźni dyskryminują kobiety, to posłuchajcie ich opowieści o opaleniźnie, karnacji, rozstępach i oponkach koleżanek. Cholerna wolność słowa, prawda?
Jeden z Drugą:)