Państwo ma chronić interesy obywateli
Od 13 maja organizacje zrzeszające „frankowiczów” rozpoczęły akcję zbiórki podpisów pod obywatelskim projektem ustawy „Stop Bankowym Klauzulom Niedozwolonym”. Ustawa ma pomóc kilkuset tysiącom polskich rodzin, które wpadły w pułapkę kredytów mieszkaniowych denominowanych w obcych walutach. Aby projektem zajął się Sejm, trzeba zebrać 100 tys. podpisów. Organizatorzy zbiórki czyli m.in. stowarzyszenie „Pro Futuris” oraz ruch Stop Bankowemu Bezprawiu chcą sfinalizować zbiórkę do 12 czerwca, aby projekt miał szanse na przejście procesu legislacyjnego jeszcze w obecnej kadencji parlamentu.
Najważniejszym zapisem projektu jest unieważnienie postanowień w umowach kredytowych przewidujących denominowanie lub indeksowanie kredytów w obcej walucie. W praktyce oznaczałoby to dla osób posiadających kredyty hipoteczne, że ich zadłużenie zostałoby przewalutowane na złotówki po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu. Autorzy projektu wskazują, że w wyniku znacznego wzrostu kursu franka szwajcarskiego do złotówki w ostatnich latach, wiele polskich rodzin, które zadłużyły się w tej walucie, ma do zapłaty kwotę niemal 2 razy większą niż w chwili jego zaciągania i to nie licząc odsetek. Jak czytamy w uzasadnieniu do projektu ustawy, tylko w okresie od września 2014 roku do kwietnia 2015 roku zadłużenie Polaków spłacających kredyty we frankach wzrosło o blisko 40 mld zł.
Umowy niezgodne z prawem
W ocenie autorów projektu podstawą do unieważnienia zapisów umów kredytowych zaciągniętych w obcych walutach jest fakt, że zawierają one tzw. „klauzule niedozwolone”. Już w maju 2008 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów opublikował „Raport z kontroli wzorców umownych kredytów hipotecznych”. Wskazano w nim, że stosowane przez banki wzory umów kredytowych zawierają liczne postanowienia rażąco naruszające interesy konsumentów. Wśród nich UOKiK wymienił m. in. postanowienia umowne uprawniające bank do dowolnego ustalania kursu waluty, w stosunku do której indeksowany jest kredyt.
„Frankowicze” protestują
Zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem ustawy jest kolejną inicjatywą organizacji zrzeszających „frankowiczów”. 25 kwietnia ulicami Warszawy przeszła manifestacja osób pokrzywdzonych przez banki. Była to już druga w tym roku tego typu akcja protestacyjna. – To już nie tylko „frankowicze”, ale także osoby posiadające kredyty w złotówkach i inne osoby oszukane przez bankierów – mówi Piotr Cybułka z Radlina, uczestnik manifestacji. Jak podkreśla, wbrew powtarzanej często opinii protestujący nie domagają się, aby ich kredyty zostały spłacone z pieniędzy podatników. – Nie chcemy z budżetu państwa ani złotówki. Sugerowanie, że jest inaczej, to nic innego, jak tylko napuszczanie ludzi na siebie. Domagamy się tylko, aby państwo polskie egzekwowało obowiązujące prawo i aby chroniło swoich obywateli. Za niezgodne z prawem umowy powinny odpowiedzieć banki, bo to one podsuwały je ludziom do podpisywania – podkreśla Piotr Cybułka.
Rząd chroni banki
Rząd, mimo licznych zapowiedzi, nie wprowadził jak dotąd żadnych systemowych rozwiązań chroniących obywateli przed nieuczciwymi praktykami instytucji finansowych. Jeszcze w styczniu tego roku Ewa Kopacz zapewniała: „Jeśli będę miała do wyboru interes banków lub interes tych ludzi, którzy ten kredyt pobrali, to stanę po stronie ludzi”. Kilka tygodni później rząd skierował do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu opinię, w której zrobił coś kompletnie odwrotnego. ETS zajmuje się kredytami we frankach na wniosek Sądu Najwyższego Węgier. Wyrok będzie precedensowy, bo jeśli Trybunał wstawi się za „frankowiczami”, osoby w podobnej sytuacji w całej Unii będą mogły walczyć o unieważnienie umów kredytowych i przewalutowanie kredytów. Polski rząd w opinii przesłanej do ETS ocenił, że takie rozwiązanie byłoby niekorzystne, gdyż sprowadzałoby straty po stronie banków. – Dlatego na manifestację przynieśliśmy transparenty z wizerunkiem pani premier z długim czerwonym nosem. Ten rząd i jego szefowa są dla nas kompletnie niewiarygodni – zaznacza Cybułka.
Na Węgrzech się udało
O tym, jak mogłoby się zachować państwo polskie w sprawie „frankowiczów”, świadczy chociażby przykład Węgier. W listopadzie ubiegłego roku tamtejszy rząd podpisał ze stowarzyszeniem skupiającym banki porozumienie, na mocy którego klienci zyskali prawo do przewalutowania swoich kredytów na forinty po korzystnym dla nich kursie. – Żaden działający na Węgrzech bank z tego powodu nie zbankrutował i u nas byłoby podobnie. Spadłyby jedynie gigantyczne zyski działających w Polsce banków, które i tak w większości są transferowane za granicę – mówi Piotr Cybulka.
Łukasz Karczmarzyk