Opiekunowie oszukani przez państwo
Nowelizacja ustawy o świadczeniach rodzinnych doprowadziła do odebrania ok. 150 tys. opiekunów dorosłych niepełnosprawnych świadczenia pielęgnacyjnego. Większość z nich straciła również prawo do ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego.
Zmiany weszły w życie w lipcu ubiegłego roku. Od tego czasu opiekunowie dorosłych niepełnosprawnych, którzy stracili prawo do świadczenia, bezskutecznie przekonują rządzących i parlamentarzystów, że nie wyłudzają państwowych pieniędzy. – Nie ze swojej winy znaleźliśmy się w dramatycznej sytuacji życiowej. Żeby zająć się ciężko chorymi bliskimi, musieliśmy zrezygnować z pracy zawodowej – mówi Małgorzata Grzyb, opiekująca się matką. Podkreśla, że 520 zł świadczenia pielęgnacyjnego nie rozwiązywało wszystkich problemów finansowych, ale stanowiło rekompensatę przynajmniej części utraconych zarobków.
Po stronie opiekunów stanął Trybunał Konstytucyjny, uznając, że zmiany w ustawie były niezgodne z Konstytucją. Zdaniem sędziów TK opiekunowie popadli w pułapkę prawną, bo warunkiem uzyskania świadczenia pielęgnacyjnego było zwolnienie się z pracy. – Odebranie opiekunom dorosłych niepełnosprawnych prawa do świadczenia i pozbawienie ich składek na ubezpieczenie zdrowotne i społeczne było naruszeniem zasady zaufania do państwa i stanowionego przez nie prawa oraz zasady praw nabytych – napisali sędziowie TK w uzasadnieniu wyroku. Szkoda, że ani wyrok TK, ani problemy opiekunów i ich bliskich nie skłaniają rządzących do zmiany prawa, które doprowadziło do wykluczenia na margines społeczeństwa i zepchnęło w biedę tak sporą grupę ludzi.
Praca została w Gdańsku
Małgorzata Grzyb do końca 2007 roku mieszkała i pracowała na Wybrzeżu. Na początku stycznia 2008 roku przyjechała do odległego o niemal 500 km Radomia, by przez jakiś czas zająć się chorą matką. Drobna niedyspozycja – jak się na początku wydawało – poskutkowała długą i ciężką chorobą, a w konsekwencji niepełnosprawnością kobiety. O pracy, która została w Gdańsku, pani Małgosia musiała zapomnieć. Jej obecny status to opiekunka 90-letniej staruszki, uzależnionej od pomocy córki przez całą dobę. – Stan mojej mamy pogarszał się z dnia na dzień. Po przyjeździe do Radomia próbowałam pracować na umowę zlecenie w różnych firmach, ale z czasem okazało się to niemożliwe. Gdy mama przestała chodzić, MOPS przyznał mi świadczenie pielęgnacyjne, które po trzech latach rząd mi odebrał. Teraz żyję na koszt mojej mamy, osoby, która sama potrzebuje ogromnych pieniędzy na leczenie – mówi kobieta. Podkreśla, że dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych oprócz systematycznego ubożenia poważnym problemem jest właśnie brak ubezpieczenia zdrowotnego. – Kiedy zachorujemy, jesteśmy zdani na pomoc finansową rodziny. Do lekarzy musimy chodzić prywatnie, a za leki, które są dość drogie, płacić 100 proc. Z niektórych rezygnujemy, a to sprawia, że sami podupadamy na zdrowiu – dodaje Małgorzata Grzyb.
Trudna decyzja
Mąż Danuty Janoszki z Rudy Śląskiej również jest przykuty do łóżka. Mężczyzna przeszedł kilka udarów mózgu, cierpi na chorobę Alzheimera i chorobę Parkinsona. Na pomoc innych jest zdany od 2006 roku, chociaż ma tylko 58 lat. Jedyna osoba, która mogła zapewnić mu opiekę, to żona. – W 2008 roku musiałam zwolnić się z pracy. To była bardzo trudna decyzja, ale nie miałam innego wyjścia – opowiada Danuta Janoszka. – Moim mężem trzeba się zajmować przez cały czas: karmienie strzykawką, podawanie leków, mycie i przebieranie. Tak jest w dzień i w nocy, praktycznie bez przerwy. Nawet wyjście do sklepu czy do lekarza to dla mnie ogromny problem. Pani Danuta, podobnie jak inni opiekunowie niepełnosprawnych dorosłych, czuje się oszukana i zapomniana przez rząd. – Taką bezduszność i oszczędzanie na najsłabszych grupach społeczeństwa trudno w jakikolwiek sposób wytłumaczyć – mówi.
Sprzedają wszystko, co mają
– Już niedługo nie zostanie nic, czego moglibyśmy się pozbyć. Ostatnio musiałem sprzedać nawet przyczepę kempingową, na którą składaliśmy pieniądze przez kilka lat. Wyprzedaż majątku jest jedynym sposobem, żebyśmy mogli przetrwać kolejny miesiąc – mówi Marcin Berent. Pan Marcin ma niewiele ponad 30 lat. Jest muzykiem, ale zrezygnował z wyjazdu do pracy w Niemczech, żeby zajmować się niepełnosprawną żoną. W Polsce nie może podjąć pracy, bo na czas swojej nieobecności w domu musiałby zapewnić żonie pomoc. – Próbowałem znaleźć opiekunkę, ale żadna nie chciała się podjąć takiego wyzwania. Musiałyby być co najmniej dwie, a ja na ich opłacenie nie byłbym w stanie zarobić – dodaje.
Źródłem utrzymania Berentów są renty rodzinna i inwalidzka pani Doroty. W sumie niespełna 1400 zł miesięcznie. Świadczenie pielęgnacyjne, które pan Marcin otrzymywał ze względu na opiekę nad żoną, sprawiło, że wzrosła zdolność kredytowa małżeństwa. Udało im się zaciągnąć kredyt, a pieniądze przeznaczyli na sfinansowanie dwóch operacji, które kobieta przeszła w Bydgoszczy oraz zakup elektrycznego wózka inwalidzkiego. – Z tym wózkiem wiązaliśmy ogromne nadzieje. Dzięki niemu żona może brać udział w warsztatach zajęciowych – zaznacza Berent. Niestety, spłaty rat kredytu przekraczają już możliwości finansowe rodziny. – Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej – mówią.
Agnieszka Konieczny