O tym się pisze. Tylko dla kogo?
W tzw. złotej erze prasy na przełomie XIX i XX wieku w samym Paryżu ukazywało się 80 dzienników. Były dzienniki lewicowe, prawicowe i centrowe. Były gazety promujące idee konserwatywne, były takie, które czytali tylko socjaliści. Były wreszcie brukowce, które polityką w ogóle się nie zajmowały. Jednak wszystkie te tytuły łączyła jedna wspólna cecha – utrzymywały się ze sprzedaży.
Gdy jakaś gazeta pisała o sprawach, które nikogo nie obchodziły, plajtowała, bo nikt jej nie kupował. W drugą stronę zależność była ta sama. Jeśli gazeta sprzedawała się dobrze, znaczyło to, że pisze o sprawach, które naprawdę ludzi interesują. To z kolei było bezcenną wskazówką dla polityków. Każdy czytelnik to potencjalny wyborca, więc jeśli chcę, żeby na mnie głosował, muszę mówić i robić to, co jest dla niego ważne. Innymi słowy w czasach świetności prasy drukowanej funkcjonowała opinia publiczna z prawdziwego zdarzenia.
Niestety te czasy dawno minęły. Dzisiaj gazet zostało tyle, co kot napłakał. Zastąpiły je portale internetowe. Praktycznie każdy z tzw. mainstreamowych portali ma specjalną podstronę lub dział poświęcony zmianom klimatu. Wszystkie te portale dzień w dzień tłuką bez opamiętania teksty o nieuchronnej katastrofie klimatycznej, która nas czeka. O złym węglu i dobrych wiatrakach. O wspaniałej Unii Europejskiej, która dzielnie walczy z CO2, aby Europa stała się krainą powszechnej „zielonej” szczęśliwości.
Logika nakazywałaby sądzić, że skoro każdego dnia w internetach ukazują się dziesiątki lub nawet setki tego typu tekstów, to znaczy, że ludzie chcą je czytać, że kwestia zmian klimatu rzeczywiście spędza większości z nas sen z powiek. Nic bardziej mylnego. Kilka dni temu pracownia IBRiS przeprowadziła sondaż dotyczący wiedzy mieszkańców naszego kraju na temat Europejskiego Zielonego Ładu, czyli wielkiej strategii UE, która ma doprowadzić do tego, że Unia stanie się obszarem neutralnym klimatycznie. Okazuje się, że 68 proc. Polaków nigdy o Zielonym Ładzie nie słyszało lub ta nazwa obiła im się o uszy, ale kompletnie nie wiedzą, co to jest. Czy to oznacza, że ponad 2/3 Polaków nie używa internetu? To raczej mało prawdopodobne. Po prostu 68 proc. z nas nie klika w te wszystkie „zielone” artykuły, bo kompletnie ich to nie interesuje.
Wyniki sondażu IBRiS-u to nie jedyny argument na potwierdzenie tej tezy. Jakiś czas temu pewne stowarzyszenie powołane na rzecz walki ze zmianami klimatu zorganizowało kilkudniową konferencję. Warto tu dodać, że założycielem owego stowarzyszenia jest jeden z najbogatszych Polaków, który zupełnym przypadkiem inwestuje masę pieniędzy w odnawialne źródła energii. Jako że rzeczony biznesmen jest również właścicielem jednej z największych telewizji w kraju i dużego portalu internetowego, konferencję poprzedziła gigantyczna, wielodniowa promocja.
Wydarzenie, w którym uczestniczyło pół rządu, prezesi największych polskich firm i wiele innych znakomitości, było transmitowane na żywo na youtubie. Ze służbowego obowiązku postanowiłem obejrzeć. Jak wiadomo, na jutubie jest licznik, który pokazuje, ile osób w danym momencie ogląda transmisję. Okazało się, że konferencję, której organizacja i promocja pochłonęły miliony złotych, oglądało ok. 30 osób.
Dziś podobnie jak w złotej erze prasy, agenda polityków w dużej mierze jest kształtowana przez media. Sto lat temu to działało, bo media były wyrazicielem prawdziwej opinii publicznej. A dziś?
Trzeci z Czwartą:)
źródło foto: flickr.com/Jon S