Niespełnione marzenia, zawiedzione nadzieje
Z gorzkimi refleksjami związkowcy z Solidarności obchodzić będą 24. rocznicę pierwszych w Polsce częściowo wolnych wyborów parlamentarnych. – W ciągu tych lat zawiedzione zostały nasze oczekiwania na poprawę jakości państwa i życia jego obywateli – wskazują.
4 czerwca 1989 roku z pomocą wyborczych kart do głosowania Polacy bezkrwawo komunistyczny reżim. W pierwszych po wojnie częściowo wolnych wyborach wzięło udział ponad 62 proc. obywateli. 95 proc. z nich opowiedziało się za rządami solidarnościowej opozycji. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Państwo odzyskało nazwę Rzeczpospolita Polska, a orzeł w jego godle koronę. Ludzie wreszcie otrzymali upragnione paszporty. – Naiwnie liczyliśmy, że Porozumienia Sierpniowe będą zawsze respektowane, że komunistyczni zbrodniarze zostaną sprawiedliwie osądzeni. Po 24 latach od wyborów historia zatacza koło. Łamane są prawa pracownicze i związkowe, tysiące ludzi nie mają pracy, a ci, którzy pracują, nie potrafią związać końca z końcem. Sklepowe półki uginają się od towarów, na które nas nie stać. Możemy zwiedzać świat, ale nie mamy za co – mówi Kazimierz Łacny z „S” z kopalni Wujek w Katowicach.
Bogdan Dąbrowski, wiceprzewodniczący związku w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach w 1989 roku miał 25 lat. Pamięta euforię, z którą Polacy szli głosować. Wtedy bardzo liczył, że wraz z nadejściem wolności w kraju nastaną mądre rządy. – Doceniam sukces tych wyborów, ale po latach jestem zawiedziony tym, że nasze ówczesne zdobycze zostały rozmienione na drobne, a kapitał Polski roztrwoniony. Krótkofalowa polityka, nieprzemyślane reformy i prywatyzacje doprowadziły nas na skraj przepaści. 24 lata temu na pewno nie głosowaliśmy za tym, by dziś Polacy nie mieli pracy i klepali biedę – mówi Dąbrowski.
Swoje oczekiwania związane z pierwszymi wolnymi wyborami konfrontuje z dzisiejszą polską rzeczywistością prof. Aleksandra Kochańska-Dziurowicz, wiceprzewodnicząca „S” w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. 4 czerwca 1989 roku była członkiem komisji wyborczej. – Dziś jestem rozgoryczona, bo nie dorośliśmy do pełnej demokracji. Bo w Polsce wciąż funkcjonują grupy interesów. Ci, którzy w latach 80. tworzyli etos związku, teraz deprecjonują jego wielkość. Choć to Solidarność wywalczyła wolność, to teraz związkowcy są szykanowani w pracy – mówi Kochańska-Dziurowicz. Obecną rzeczywistość pani profesor postrzega też przez pryzmat swoich studentów, którzy zdobywają dyplomy i nie znajdują pracy. – To dla nich wielkie rozczarowanie, że ich wiedza idzie na marne – podkreśla.
Dzieci Artura Pacana z Solidarności w Rejonowym Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Zawierciu zamierzają po studiach wyjechać za granicę. – Mówią, że tu nie ma żadnych perspektyw, bo wszystko, od przemysłu po szkolnictwo i służbę zdrowia, leży na łopatkach. Bardzo mi przykro, że zaprzepaszczone zostały nasze oczekiwania. Wtedy każdy liczył, że jego dzieci będą żyć w dostatniej Polsce – mówi Artur Pacan. Związkowcy z zaniepokojeniem obserwują marazm, coraz bardziej dotykający polskie społeczeństwo. Podkreślają, że choć ze sprawowanych w wolnej Polsce rządów ludzie od lat są niezadowoleni, to jednak nie podejmują żadnych działań, by to zmienić. Nie protestują też przeciwko ogromnemu rozwarstwieniu. – Gdy uczestniczyłem w wyborach w 1989 roku, przez myśl mi nie przeszło, że za 24 lata w Polsce będzie niewielka grupa ludzi zarabiających krocie, a zarobki całej reszty będą na poziomie 2 tys. zł. Nie pojmuję też, dlaczego Polacy zgodzili się na nakaz pracy aż do śmierci. Powinni jak za komuny wyjść na ulicę – mówi Artur Pacan.
Beata Gajdziszewska