Solidar Śląsko Dąbrow

Niech spłyną jak Marzanna

Nieuchronnie zbliża się czas topienia Marzanny, którą wcześniej dla pewności się podpala. Ten słowiański, pogański zwyczaj przetrwał do dzisiejszych czasów, ale kultywowany jest głównie przez dziatwę szkolną. Tę młodszą, bo ta starsza pierwszy dzień wiosny czci wagarowaniem i raczej unika topienia. Woli zalać. A jeśli coś podpala, to jest to wyrób, którego kupowanie cieszy ministra finansów, choć na opakowaniu jest napisane, że minister zdrowia przed kupowaniem tego wyrobu ostrzega. Ale często wagarująca młodzież podpala też coś, z czego ani Rostowski nie czerpie zysku, ani Arłukowicz przed tym czymś nie ostrzega, a czego symbol pewien polityczny klaun nosi w klapie. Na pozór może się wydawać dziwne, że temu wesołemu dniu, podczas którego symbolicznie żegna się złą zimę, towarzyszą palenie i topienie. Ale wyjaśnienie jest proste. Nasi przodkowie uznali, że trudno o bardziej wyrazisty symbol chęci pożegnania się z tą smutną, zimną i głodną porą roku, jaką jest zima. Podpalić i utopić. Trudno to lepiej wyrazić.

Życie byłoby prostsze, gdyby każdy problem można było rozwiązać podpaleniem i utopieniem jakiejś kukły 21 marca. Choć z drugiej strony wyobraźcie sobie, że pierwszego dnia wiosny ustawione parami 6-latki niosą kukłę minister Szumilas, pacjenci ciągną po szpitalnych korytarzach kukłę Arłukowicza oraz kolesia odpowiedzialnego za szpitalne jedzenie. Wyobraźcie sobie Gowina z kukłą Tuska, Tuska grillującego kukłę Gowina i topiącego w ciepłej wodzie z kranu kukłę Kaczafiego. A także Kowalskiego z kukłą sąsiada Wiśniewskiego i Wiśniewskiego z kukłą psa Kowalskiego, w którego to kupę (psa oczywiście, a nie Kowalskiego) wdepnął Wiśniewski w dopiero co kupionych, ślicznie wyglansowanych półbutach. To byłby obrazek, musicie przyznać, groteskowy.

Wiara, że podpalenie i utopienie kukły spowoduje jakąś zmianę, działa tylko w przypadku Marzanny. Przy czym to, czy ktoś utopi Marzannę, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia sprawczego. Prędzej czy później, tak czy inaczej, przychodzi wiosna, a po niej nieuchronnie lato, jesień, no i zima, którą znów z radością można pożegnać 21 marca roku następnego, podpalając i topiąc Marzannę. W przypadku kukiełek z politycznego teatrzyku, rytmu zmian nie wyznaczają pory roku. Jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że przynajmniej raz na cztery lata jesteśmy w stanie pożegnać zimę i przywitać wiosnę na scenie politycznej, ale jakoś niepostrzeżenie ta scena zmieniła się w cyrkową arenę, a ogłupiona publiczność ogląda coraz bardziej nędzne numery. W cyrku na Wiejskiej brylują kobieta z brodą, pajac z wibratorem, a ostatnio z najnowszym numerem wystąpił niezrównoważony psychicznie klaun, który zachęca głodnych do jedzenia szczawiu. Stałym punktem programu są seryjne wygłupy tresowanych posłów i pokazy groźnych min w wykonaniu tresera. Już najwyższy czas, aby ten cyrk odjechał w siną dal, a właściwie spłynął z resztkami błota pośniegowego do morza. Jak Marzanna.

Jeden z Drugą:)

Dodaj komentarz