Niebezpiecznie na polskich lotniskach
Stan bezpieczeństwa na polskich lotniskach dwa miesiące przed rozpoczęciem Euro 2012 jest zatrważający – alarmują związkowcy z Krajowej Sekcji Pracowników Transportu Lotniczego i Obsługi Lotniskowej NSZZ Solidarność. Napisali w tej sprawie list otwarty do ministra transportu Sławomira Nowaka.
– Bezpieczeństwo lotnisk i pasażerów nie może być traktowane w kategoriach zysków i strat. Oszczędzanie kosztem redukcji etatów, złe i nieprecyzyjne prawo oraz nieprzestrzeganie obowiązujących przepisów i procedur prędzej czy później doprowadzą do katastrofy – piszą w liście związkowcy.
Ich zdaniem na bezpieczeństwo na polskich lotniskach negatywnie wpływa przede wszystkim coraz szerzej występujący proceder zastępowania doświadczonych firm handlingowych, zajmujących się szeroko pojętą naziemną obsługą pasażersko-bagażową, przez nowe podmioty, które są nieprzygotowane do wykonywania tego typu prac. – Przy wyborze tych firm liczy się tylko jedno kryterium – cena wykonywania usług. W efekcie kontrakty podpisują firmy bez odpowiednich certyfikatów, specjalistycznego sprzętu i wykwalifikowanych pracowników. Skutki takiego stanu rzeczy są opłakane – mówi Robert Siarnowski, przewodniczący Krajowej Sekcji Pracowników Transportu Lotniczego i Obsługi Lotniskowej.
Kilka miesięcy temu na lotnisku Ławica w Poznaniu prace handlingowe zaczęła wykonywać firma wcześniej świadcząca usługi sprzątające. Na efekty nie trzeba było długo czekać. 29 lipca zeszłego roku pracownicy nowej firmy wbrew procedurom tankowali samolot czarterowy, podczas gdy pasażerowie wysiadali z pokładu, bez zabezpieczenia drugiej pary schodów. Niespełna dwa tygodnie po tym wydarzeniu samolot ENT 7635 został wypchnięty na płytę lotniska przy całkowitym braku łączności z wieżą, co stanowiło poważne zagrożenie dla podróżnych i pracowników portu.
– Przykłady takiego rażącego łamania procedur można by mnożyć. W innym porcie przez całą zimę odladzaniem samolotów zajmowali się pracownicy bez odpowiednich uprawnień. Jeszcze gdzie indziej niewłaściwie rozłożono ładunek w luku bagażowym, przez co samolot był źle wyważony, co spowodowało duże problemy samolotu podczas startu i lotu. Takie zaniedbania mogą skończyć się tragedią. Przecież samolot lecący 10 tysięcy metrów nad ziemią nie włączy hamulców i nie stanie na poboczu, żeby usunąć błędy popełnione na ziemi – zaznacza szef lotniczej Solidarności.
Wchodzenie nowych firm handlingowych do portów lotniczych oznacza masowe zwolnienia wykwalifikowanych i doświadczonych pracowników obsługi lotnisk. – W Krakowie kilka miesięcy temu z dnia na dzień zwolniono przeszło 100 osób. Pracownicy nowych firm najczęściej zatrudniani są na umowach śmieciowych. Za swoją pracę dostają bardzo niskie wynagrodzenia. Dopiero po rozpoczęciu pracy przechodzą odpowiednie szkolenia. Tymczasem świetnie wyszkolonych pracowników z długoletnim stażem zwalnia się z pracy – podkreśla Siarnowski.
Osobnym problemem jest kwestia ochrony lotnisk. W znowelizowanej w ubiegłym roku ustawie Prawo lotnicze znalazł się zapis dopuszczający do ochrony portów lotniczych zewnętrzne firmy ochroniarskie. Wcześniej prace te wykonywali funkcjonariusze Straży Granicznej oraz pracownicy Służby Ochrony Lotnisk. – W naszej ocenie ta nowelizacja służyła wyłącznie temu, aby wyprowadzić z portów lotniczych Straż Graniczną i przerzucić koszty ochrony na zarządców lotnisk. Na takim rozwiązaniu na pewno zyska budżet państwa, ale straci bezpieczeństwo pasażerów. Według nowych przepisów ochroniarz, który do południa patrzy na ręce klientom supermarketu, po południu będzie mógł pilnować bezpieczeństwa w międzynarodowym porcie lotniczym, biorąc na siebie odpowiedzialność za życie i zdrowie setek osób – mówi Paweł Gałka, przewodniczący zakładowej Solidarności w Międzynarodowym Porcie Lotniczym Katowice w Pyrzowicach.
Bezpieczeństwo na lotniskach jest traktowane wyłącznie w kategoriach zysków i strat, na co pozwala niestety złe prawo. Na przykład według przepisów obsada straży pożarnej w porcie lotniczym wynosi 8 osób, tym dowódca i trzech kierowców, którzy w trakcie pracy pomp i urządzeń nie mają prawa odejść od samochodów. Oznacza to, że gdyby rozbił się samolot z 150 -180 osobami na pokładzie, akcje ratowniczą ma przeprowadzić czterech strażaków – tłumaczy Robert Siarnowski.