Solidar Śląsko Dąbrow

Nie tylko Bytom i Sosnowiec

Jest Pan jednym z autorów międzynarodowego projektu pod nazwą Shrink Smart, poświęconego wyludnianiu się miast europejskich. Jakie wnioski płyną z tego badania?
– Zajmowaliśmy się tylko dużymi miastami, w Polsce Sosnowcem i Bytomiem, ale jest to problem, który dotyczy także średnich i mniejszych miejscowości. Zjawisko kurczenia się miast nasila się w wielu regionach Polski i Unii Europejskiej, i niesie konsekwencje nie tylko demograficzne, ale także ekonomiczne i społeczne. Łódź straciła już ponad 100 tys. mieszkańców i nadal będzie ich tracić. Rocznie z tego miasta ubywa ok. 5 tys. ludzi.

Jakie są przyczyny tego zjawiska?
– Nie ma jednego powodu. Wskazujemy oczywiście na transformację gospodarki, w tym przemysłu, zamykanie zakładów i bezrobocie, bo te problemy przewijają się w każdym mieście. Jednak z drugiej strony Katowice stosunkowo dobrze poradziły sobie z transformacją, a mimo to straciły 70 tys. mieszkańców w ciągu 20 lat. Nie wszystko można wytłumaczyć tylko i wyłącznie transformacją przemysłu. Ok. 90 proc. miejscowości wypoczynkowych i uzdrowiskowych w Polsce też traci mieszkańców, mimo że są to miasta, które odniosły sukces i posiadają stosunkowo wysokie przychody z tytułu działalności gospodarczej.

1 maja 2004 roku Polska weszła do Unii Europejskiej i rozpoczęła się emigracja zarobkowa…
– Zjawiska kurczenia się miast nie odnosiłby bezpośrednio do wejścia Polski do Unii Europejskiej. To jest raczej proces związany z przemianami społecznymi. Dawniej w rodzinie było dwoje lub troje dzieci, dzisiaj mamy coraz więcej rodzin z jednym dzieckiem lub bezdzietnych. I to jest jeden z najpoważniejszych problemów. Drugi problem to mniejsze bezpieczeństwo ekonomiczne, które odgrywa bardzo ważną rolę w podjęciu decyzji o macierzyństwie. Potrzebna byłaby oczywiście polityka prorodzinna, która wyhamowałaby kurczenie się miast, ale z drugiej strony mamy rodziny dobrze sytuowane, które nie decydują się na posiadanie dzieci. Tutaj jest wiele sprzeczności. Na problemy wynikające z przemian społecznych nakładają się kwestie związane z przestrzenią. Są po prostu takie miasta, w których „nie chce się mieszkać”. Mamy możliwość wyboru. Czy musimy mieszkać w mieście, które nam się nie podoba, nie nadąża za zmianami, organizacją przestrzeni, czy budową kanalizacji?

Jeżeli miasta nie przestaną się wyludniać, to co nas czeka?
– Mówią o tym prognozy GUS do 2035 roku. Wiele miast w dalszym ciągu będzie się kurczyło, a to będzie komplikowało życie ich mieszkańców. W tej samej przestrzeni będzie żyło mniej ludzi. Coraz mniej ludzi będzie wypracowywało dochód dla tej przestrzeni i gwarantowało jej rozwój. To będzie obciążało kolejne pokolenia, już rozpoczął się proces zamykania szkół, zwalniania nauczycieli, itd.

To oznacza dalsze ubożenie i spadek tempa rozwoju kurczących się miast?
– Nie zawsze jest to ubożenie. Bardziej komplikowanie rozwoju. To, co powiedziałem wcześniej, miejscowości wypoczynkowe mają niezłe budżety, a mimo to wyludniają się. W wielu miastach, zwłaszcza dużych, zaczyna pojawiać się problem osiedli blokowych. Dawniej w jednym mieszkaniu żyło kilka osób, dzisiaj często jedna, dwie, które muszą zabezpieczyć utrzymanie tego mieszkania, ale dotyczy to przecież całych bloków. W naturalny sposób może dochodzić do zaniedbań. Kolejny problem to starzenie się ludności. W wielu mieszkaniach zostają emeryci, którzy statystycznie są słabiej uposażeni.

Relacja osób pracujących do niepracujących cały czas się zmienia…
– Wyludnianiu się miast towarzyszy przyrost ludności w wieku poprodukcyjnym. Ten problem będzie jeszcze bardziej odczuwalny za dziesięć, dwadzieścia lat. Jeżeli w tej chwili grupa osób w wieku poprodukcyjnym jest coraz większa, to za jedną, dwie dekady tych ludzi zacznie ubywać. Takie zjawiska miały i mają miejsce w miastach byłej NRD. Tam na porządku dziennym jest na przykład wyburzanie wieżowców, czy „ścinanie” trzecich i czwartych pięter w blokach. To wszystko co nas czeka albo już miało miejsce, albo ma miejsce w innych krajach. Musimy więc podpatrywać, wyciągać wnioski i zapobiegać.

W jaki sposób?
– W debatę na ten temat trzeba włączyć jak najwięcej grup: samorządy, mieszkańców, naukowców i sferę gospodarczą. Taka idea współzarządzania bardzo pomaga. Przykładem może być rewitalizacja Liverpoolu, którą zajmowało się ok. 30 podmiotów na różnych szczeblach hierarchicznych i funkcjonalnych. Władze miasta były tylko jednym z nich.

Z dr. Robertem Krzysztofikiem z Uniwersytetu Śląskiego rozmawia Agnieszka Konieczny

Program Shrink Smart był realizowany w latach 2009-2012. W jego trakcie oprócz Bytomia i Sosnowca badano niemiecki Lipsk i Halle, angielski Liverpool, czeską Ostrawę, region Doniecka na Ukrainie, włoską Genuę oraz Timisoarę w Rumunii.

Dodaj komentarz