Solidar Śląsko Dąbrow

Następna powódź zabierze wszystko

Z powodu chronicznego niedofinansowania infrastruktura przeciwpowodziowa w Polsce od lat znajduje się w opłakanym stanie. Zamiast zwiększyć środki na ten cel, resort środowiska planuje zlikwidować instytucje odpowiedzialne za gospodarkę wodną, a większość ich dotychczasowych zadań zrzucić na samorządy.

4 czerwca Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wnioski z kontroli stanu zabezpieczenia przeciwpowodziowego przeprowadzonych w latach 1994-2012. Jak wskazują autorzy raportu, od czasu tzw. powodzi tysiąclecia z 1997 roku udało się m.in usprawnić procedury zarządzania kryzysowego oraz system pomocy dla ofiar powodzi. W wielu gminach powstały również plany zagospodarowania przestrzennego, co zahamowało rozwój budownictwa na terenach zalewowych.

Oszczędzanie na bezpieczeństwie
Niestety, na tym pozytywy w zasadzie się kończą. 70 proc. budowli piętrzących wodę w naszym kraju ma ponad 25 lat. Problemem jednak nie jest wiek tych obiektów, ale brak konserwacji i remontów, na które wciąż nie wystarcza pieniędzy. W latach 2008-2010 na utrzymanie wód i urządzeń wodnych wydano w zależności od roku od 13,4 do 20,9 proc. potrzebnych środków. Z danych NIK wynika, że obecnie na remonty czeka blisko 2 tys. uszkodzeń na rzekach, potokach i budowlach regulacyjnych, z czego ponad połowie nadano pierwszy stopień pilności, co oznacza bezpośrednie zagrożenie w przypadku powodzi. – Oszczędzamy, na czym się tylko da, ale sytuacja finansowa z roku na rok jest coraz gorsza. Nie jesteśmy w stanie realizować nawet zadań związanych z bieżącą eksploatacją obiektów, a o jakichkolwiek większych remontach czy nowych inwestycjach nie ma mowy – mówi Roman Pęcherzewski, przewodniczący Solidarności w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Gliwicach.

Zrzucanie na samorządy
W Ministerstwie Środowiska od wielu miesięcy trwają pracę nad nowelizacją ustawy Prawo Wodne. W maju resort przesłał do konsultacji społecznych kolejną już wersję założeń do ustawy. Zdaniem związkowców z Sekcji Krajowej Pracowników Gospodarki Wodnej NSZZ Solidarność wejście w życie nowych przepisów nie tylko nie poprawi, ale znacznie pogorszy stan gospodarki wodnej w naszym kraju.

Jednym z głównych punktów projektu jest likwidacja 7 regionalnych zarządów gospodarki wodnej, czyli jednostek dotychczas odpowiedzialnych m.in. za utrzymanie wód i infrastrukturę przeciwpowodziową. Ich miejsce miałyby zająć nowe instytucje: Zarząd Dorzecza Wisły, Zarząd Dorzecza Odry oraz 6 regionalnych urzędów gospodarki wodnej, które miałyby sprawować głównie funkcje kontrolne. – Zgodnie z tym projektem Państwo zostawi sobie nadzór tylko nad głównymi rzekami, a odpowiedzialność za całą resztę sceduje na samorządy, nie dając im na realizację nowych zadań dodatkowych środków. W ten sposób rząd pozbędzie się problemu, a w razie powodzi całą winą obarczy samorządy – mówi Arkadiusz Kubiaczyk, szef Sekcji Krajowej Pracowników Gospodarki Wodnej NSZZ Solidarność.

Kontrowersje budzi również zapisany w założeniach do ustawy sposób finansowania nowych instytucji odpowiedzialnych za gospodarkę wodną. Miałyby one utrzymywać się same m.in. z opłat za pobór wód i odprowadzanie ścieków, opłat za wykorzystanie wód przez elektrownie wodne czy też przychodów z nawadniania użytków rolnych. – Nie wiadomo, w jaki sposób miałoby to funkcjonować. Projekt tego nie precyzuje. Obawiamy się, że skończy się to wyprzedażą majątku regionalnych zarządów gospodarki wodnej, a za jakiś czas ktoś uzna, że nowy system się nie sprawdza i trzeba przeprowadzić nową reformę – podkreśla przewodniczący SKPGW.

Reorganizacja, czyli likwidacja
Likwidacja RZGW oznacza utratę ok. 3 tys. miejsc pracy w całej Polsce. Umowy pracowników tych instytucji mają zostać wygaszone. Może to nastąpić już pod koniec przyszłego roku. W najgorszej sytuacji jest załoga gliwickiej placówki. O ile pracownicy pozostałych sześciu RZGW mogą mieć nadzieję, że przynajmniej część z nich znajdzie zatrudnienie w nowych regionalnych urzędach gospodarki wodnej, to założenia do nowej ustawy nie przewidują powołania tego typu jednostki w naszym regionie. – Pracuje u nas 250 osób, doskonałych fachowców z wieloletnim doświadczeniem. Ci ludzie nie pójdą przecież pracować do Krakowa, Warszawy czy Wrocławia. Jeżeli ustawa wejdzie w życie, ta kadra zostanie zmarnowana, a w przyszłości nie da się już jej odtworzyć. A bez tych ludzi następna powódź w naszym regionie zabierze wszystko, co jest do zabrania – podkreśla Roman Pęcherzewski.

Łukasz Karczmarzyk



Dodaj komentarz