Solidar Śląsko Dąbrow

Nasi Indianie

Murarz domy buduje, krawiec szyje ubrania, ale gdzieżby co uszył, gdyby nie miał mieszkania? A i murarz by przecie na robotę nie ruszył, gdyby krawiec mu spodni i fartucha nie uszył. Ten fragment wierszyka Juliana Tuwima pt. „Wszyscy dla wszystkich” przypomina sobie chyba większość tych, którzy chodzili do szkoły w czasach, gdy nie było jeszcze gimnazjów i nowej podstawy programowej, a Kasia jeszcze nie Hall i Krysia jeszcze nie Szumilas, reformowały wyłącznie kształt szlaczków w swoich zeszytach.

Niedouczonym ekonomistom od razu spieszę wyjaśnić, że ten wiersz nie jest pochwałą wymiany barterowej. Tu chodzi o inne relacje. – Tak dla wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego wszyscy muszą pracować ,mój maleńki kolego – głosi ostatnia strofa wiersza. Ten prosty utwór w prosty sposób przekazywał dzieciom fundamenty ekonomii i życia społecznego. Problem w tym, że wielu miało i ma kłopoty z przyswojeniem sobie prawdy zawartej w wierszyku, a celują w tym przede wszystkim ci, którzy zrządzeniem demokratycznego losu i jakże nielicznych przypadków nepotyzmu otrzymują władzę w Polsce. Partia murarzy na śmierć zwaśniona z partią krawców będzie z gołym tyłkiem stawiać mury, ale krawcom domu nie wymuruje. Partia szewców winą za źle uszyte buty obarczy partię piekarzy, chleb będzie sprowadzać zza granicy i jeszcze nasika do zaprawy partii murarzy, bo są z innego ugrupowania.

Nie ma takiej idei, której nie mogą zarżnąć partyjno-plemienne obyczaje. Spotkanie Siuksów z PO i Czejenów z PiS to jatka na prerii. Do tego jeszcze Szoszoni z SLD, Paunisi z Ruchu Palikota, Komancze z Solidarnej Polski i Navaho z PSL zagwarantują, że skalp będzie słał się gęsto. I nawet w obliczu zagłady bizonów będą się tłukli, bo taka jest tradycja. A potem przyjedzie Wielki Biały Ojciec z Brukseli pozamyka towarzystwo w rezerwatach i będą robić za atrakcję turystyczną w Stanach Zjednoczonych Europy.

I gdyby chłopaki bawili się w Indian po godzinach pracy to pół biedy. Sęk w tym, że bawią się właściwie cały czas, choć nie chciałbym być niesprawiedliwy. Naszym Indianom zdarzają się chwile refleksji. Zadają sobie wówczas pytanie: A co się stanie, gdy skończą się bizony? Co to będzie, jak biali przestaną kupować u nas skóry, bo sprzedaliśmy im już 90 proc. swoich lasów? Ale zawsze wtedy w imieniu jakiegoś plemienia ktoś się odezwie, że on takiemu Szoszonowi to ręki nie poda, choćby mu się namiot na pióropusz miał zawalić, a poza tym jego plemię samo się wyżywi. I koniec dyskusji.

W tym tygodniu pracodawcy, związkowcy oraz posłowie z różnych plemion spotkali się, aby wspólnie zaapelować do wodza Siuksów Wielkiego Piłkarza, żeby dla dobra wspólnego i dla wspólnej korzyści wspomóc hutnictwo i pracowników branży. Chodzi o robotę i utrzymanie dla 200 tys. ludzi. Siuksowie na spotkanie wydelegowali jednego pomniejszego wodza, który przyznał, że apel jest słuszny, że jego plemię pracuje nad tym, aby problem rozwiązać, ale odmówił podpisania apelu. Podpisał Szoszon, podpisali Czejeni, a Siuks nie i opuścił zgromadzenie po indiańsku, czyli bezszelestnie. Nie wyjaśnił dokładnie, dlaczego nie chce podpisywać, ale wszyscy możemy się domyślać, że zaważyły tzw. względy polityczne. I nie chodzi tu chyba o to, że prawdziwy Siuks nie może bez uszczerbku na honorze złożyć swojego podpisu obok podpisów czejeńskiego oszołoma czy szoszońskiego komucha, w dodatku w jakimś wigwamie Solidarności. Idzie raczej o strach przed gniewem Wielkiego Piłkarza, bo to wielki wódz ustala, kto się może bawić w Siuksa w następnej kadencji, a kto zostanie strącony z listy wybieranych do zabawy.

Jeden z Drugą:)


Dodaj komentarz