Nasi drodzy parlamentarzyści

189 mln zł – tyle wydamy w przyszłym roku na przywileje posłów i posłanek. W stosunku do średniej krajowej uposażenia polskich parlamentarzystów są niemal najwyższe w Europie.
Pod koniec lipca tuż przed rozjechaniem się na trwające ponad miesiąc parlamentarne wakacje sejmowa komisja regulaminowa i spraw poselskich przyjęła budżet Kancelarii Sejmu na 2014 rok. Ma on wynieść ponad 418 mln zł, czyli o 10 mln więcej niż w tym roku. 229 mln zł z tej kwoty mają pochłonąć wydatki organizacyjne i inwestycyjne kancelarii, a pozostałe 189 mln różnego rodzaju świadczenia dla posłów.
Diety, ryczałty, limuzyny
Co składa się na tak ogromną kwotę? Lista jest bardzo długa. Ponad 67 mln zł w przyszłym roku Kancelaria Sejmu wyda na utrzymanie biur poselskich. Na ten cel każdy z 460 posłów dostaje co miesiąc ryczałt w wysokości ponad 12 tys zł. Kolejne 9892 zł to comiesięczne uposażenie, czyli poselska pensja, do której przysługuje jeszcze nieopodatkowana dieta w wysokości ok. 2500 zł miesięcznie. Dodatkowo jeżeli dany poseł pełni funkcje przewodniczącego lub wiceprzewodniczącego komisji sejmowej, jego uposażenie automatycznie wzrasta o 20 lub 10 proc.
Posłowie pochodzący spoza Warszawy otrzymują również środki na wynajem mieszkania w stolicy. W tym przypadku ryczałt wynosi 2200 zł. Parlamentarzystom przysługują też darmowe przejazdy środkami komunikacji publicznej, pociągami oraz przeloty na terenie kraju. Z kolei w stolicy parlamentarzyści mają do dyspozycji flotę ponad 60 samochodów wraz z kierowcami. Tylko na paliwo do sejmowych limuzyn wydamy w 2014 roku ok. 600 tys. zł.
Posłom, którym mimo wszystko nie starcza do pierwszego Kancelaria Sejmu oferuje bardzo bogaty pakiet socjalny. Tylko w pierwszych 5 miesiącach tego roku 89 parlamentarzystów skorzystało ze specjalnego kredytu, który udzielany jest posłom do kwoty 25 tys. zł, a jego oprocentowanie wynosi zaledwie 3 proc.
Europejscy krezusi
Parlamentarzyści broniąc swoich niezliczonych przywilejów, bardzo często posługują się argumentem, że poseł musi być „godnie” opłacany, bo tylko to skutecznie eliminuje różnego rodzaju pokusy korupcyjne. Dodają też, że w zestawieniu z innymi europejskimi krajami ich pensje i tak wypadają blado. Jednak faktyczne porównanie z resztą Europy wysokości wynagrodzeń polskich parlamentarzystów pokazuje co innego. W grudniu ubiegłego roku firma doradcza Sedlak & Sedlak opublikowała zestawienie wysokości podstawowych uposażeń parlamentarnych w poszczególnych państwach w porównaniu do średniego wynagrodzenia w danym kraju. „Gołe” uposażenie polskich posłów bez wszystkich wymienionych wyżej diet, ulg i ryczałtów to obecnie ok. 2,8 średniej krajowej. Okazuje się, że w Europie więcej zarabiają jedynie włoscy parlamentarzyści. Dla porównania deputowani francuskiego Zgromadzenia Narodowego otrzymują za swoją pracę 1,8 średniej krajowej, a parlamentarzyści zasiadający w szwajcarskim Zgromadzeniu Federalnym zaledwie 0,88 przeciętnego wynagrodzenia.
Oderwani od rzeczywistości
Podczas posiedzenia, na którym omawiano projekt budżetu Kancelarii Sejmu, nikt nie zaproponował jego ograniczenia. Wręcz przeciwnie, poseł SLD Romuald Ajchler zgłosił postulat zwiększenia uposażeń, zakupu kolejnych limuzyn oraz wprowadzenia specjalnych emerytur dla parlamentarzystów. Ajchler, jak sam stwierdził, powiedział głośno to, o czym od dawna wszyscy szepczą na sejmowych korytarzach i ma gdzieś to, co napiszą o nim media. Pan Ajchler jest jednym z tych posłów, którzy na Wiejskiej zasiadają niemal nieprzerwanie od dwóch dekad. Trudno się więc dziwić, że po tylu latach opływania w przywileje oderwał się od rzeczywistości.
Istnieje jednak bardzo prosty sposób, który pozwoli skutecznie sprowadzić naszych parlamentarzystów z powrotem na ziemie i sprawić, żeby przypomnieli sobie, że to oni mają służyć społeczeństwu, a nie na odwrót. Tym sposobem jest wzmocnienie instytucji referendum z inicjatywy obywateli. Wtedy to obywatele decydowaliby, ile i za co płacą swoim przedstawicielom w Sejmie.
Łukasz Karczmarzyk