Nakaz pracy do 67 roku życia
Czy Pani zdaniem rządowy projekt wydłużenia wieku emerytalnego jest faktyczną reformą systemu emerytalnego?
– Nazywanie tego projektu reformą jest absurdem. To wprowadzenie nakazu pracy do 67. roku życia dla kobiet i mężczyzn, który ma doraźnie ratować budżet państwa, metodą opóźniania o kolejny miesiąc wypłacania świadczeń dla nowych emerytów. Prawdopodobnie sytuacja w budżecie jest dramatyczna, skoro dziś nie stać państwa na finansowanie w szkołach posiłków dla dzieci z rodzin najuboższych, skoro ogranicza się oczywiste zobowiązania finansowe wobec Kościoła, czy likwiduje sądy w małych miejscowościach.
Premier Tusk podkreśla, że wierzy w mądrość Polek i Polaków. Dlaczego zatem wzbrania się od przeprowadzenia postulowanego przez Solidarność referendum na temat wydłużenia wieku emerytalnego ?
– Sam sposób procedowania przez premiera tego nakazu pracy dowodzi, że on nie tylko nie wierzy w naszą mądrość, ale też nie wierzy w mądrość naszych reprezentantów np. przedstawicieli związków zawodowych. Gdyby wierzył, to by z nimi naprawdę rozmawiał. Premier nie chce referendum, bo zna wyniki sondaży. Ostatnie z nich pokazują, że na nakaz pracy do 67. roku życia nie zgadza się ponad 80 proc. ankietowanych. I mają rację, bo to nie rozwiązuje żadnego z problemów związanych z kryzysem demograficznym, z niską dzietnością kobiet oraz z niską aktywnością zawodową społeczeństwa. Moim zdaniem, zamiast o nakazie pracy powinniśmy raczej rozmawiać o wprowadzeniu przepisu pozwalającego pracować dłużej tym, którzy czują się na siłach, którzy chcą być dłużej aktywni zawodowo i dodatkowo chcieliby otrzymywać w przyszłości wyższe emerytury.
Przeciwko nakazowi pracy związkowcy z Solidarności z całej Polski oraz z innych central związkowych właśnie rozpoczęli zdecydowany protest w Warszawie…
– Sądzę, że powinniśmy postępować zgodnie z regułami demokratycznego państwa i etosem obywatelskim. Jeżeli uważamy, że coś w naszym państwie źle działa, albo też w określonej sprawie duża grupa ludzi ma taki sam, ale odmienny od rządowego pogląd, to mamy obowiązek korzystać z naszych praw obywatelskich i demonstrować naszą opinię. Tym dobitniej i bardziej wytrwale, im bardziej jest ona lekceważona przez władzę. Chodzi o doprowadzenie do autentycznie pluralistycznej debaty, w której wymiana argumentów ma sens. Bo rząd ma obowiązek negocjować tak trudne i kontrowersyjne projekty z reprezentantami społeczeństwa. Mamy obowiązek być świadomymi obywatelami, którzy domagają się udziału w debacie, w konsultacjach i w podejmowaniu decyzji.
Z Barbarą Fedyszak-Radziejowską, socjolog z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN w Warszawie rozmawiała Beata Gajdziszewska