Najważniejsza jest solidarność między nami
W przyszłym tygodniu w Bielsku-Białej odbędzie się Krajowy Zjazd Delegatów, który wybierze władze związku na lata 2014-2018. Jak ocenia Pan tę kadencję, która właśnie dobiega końca?
– Plan działania na ten okres wyznaczył Krajowy Zjazd Delegatów w październiku 2010 roku we Wrocławiu. Wówczas bardzo poważnie podeszliśmy do uchwały programowej. To najważniejszy dokument w naszym związku, do przestrzegania którego zobowiązany jest każdy członek, każdy region i każda branża. W uchwale programowej zostało zapisane to, co mamy wspólnie w trakcie kadencji realizować i wspólnie na zjeździe będziemy oceniać, co nam się udało, a co nie. Na pewno w pewnym momencie zostaliśmy zaskoczeni przez rząd liberałów, który bardzo wysoko postawił poprzeczkę, chociażby podwyższając wiek emerytalny do 67 lat.
Co Pana zdaniem jest największym sukcesem związku w tej chwili?
– Solidarność jest jeszcze bardziej scementowana. Ostatnie lata to był okres nieustannych ataków na związek. Gdybyśmy się im nie przeciwstawili, to dzisiaj najprawdopodobniej musielibyśmy się zwijać, a jest odwrotnie. Zaczęliśmy się liczyć na scenie społeczno-politycznej. Jesteśmy wiodącą organizacją związkową, której głosu słuchają partie polityczne i eksperci. To jest dla mnie bardzo ważne, bo jeżeli będziemy silni i scementowani, to będzie nam łatwiej podejmować kolejne działania. A czas nas nie oszczędza, ciągle pojawiają się nowe problemy, czy to w regionach, czy w branżach. Najczęściej się one przenikają, co było widać chociażby na przykładzie kopalni Kazimierz-Juliusz.
Górnicy z tej kopalni udowodnili, że są uparci, potrafią walczyć o zaległe wypłaty i nie godzą się na nagłe wygaszenie wydobycia…
– To jest taki modelowy przykład, który pokazał, że działacze związkowi, przewodniczący sekcji czy regionów o wiele więcej mogą zrobić, gdy mają za sobą zdeterminowanych ludzi. My jesteśmy po to, aby pracowników otoczyć opieką pod kątem prawnym i finansowym, bo po to członkowie związku płacą składki. Jesteśmy po to, żeby prowadzić skuteczne negocjacje. Jednak w pewnym momencie działania podejmowane przez działaczy związkowych mogą nie wystarczyć. Na Kazimierzu-Juliuszu potrzebna była determinacja górników, którzy nie patrząc na to, że grożono im dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy, postanowili zawalczyć o swoje wypłaty. Pokazali, że nie boją się zastraszenia. Wiedzieli, że gdyby się wycofali, gdyby zrobili krok do tyłu, to by przegrali. Nie dostaliby swoich pieniędzy, kopalnia z dnia na dzień zostałaby zamknięta, a oni nie wiadomo na jakich warunkach przechodziliby do kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego, oczywiście nie wszyscy. Po podpisaniu porozumienia widać, że można inaczej, tylko trzeba się postawić. Obecni rządzący sami od siebie nic ludziom nie dadzą, wszystko trzeba im wydrzeć. Tylko należy jeszcze zadać pytanie: Kto do takiej sytuacji doprowadził? Kolejnym etapem powinny być dymisje, chociażby wiceministra gospodarki Tomasza Tomczykiewicza. Chyba pierwszy raz doszło do tego, że kopalnia miała zostać wygaszona z dnia na dzień, bo zazwyczaj takie procesy trwają kilka lat. Sprawą Kazimierza-Juliusza powinna się zająć prokuratura, bo to nie był przypadek, że rada nadzorcza Katowickiego Holdingu Węglowego odwołała prezesa Łoja.
Górnictwo nie jest jedyną branżą, która ma problemy…
– Chciałbym, żeby to wszystko, co działo się w kopalni Kazimierz-Juliusz, przelało się na całą pracowniczą Polskę. Nie tylko górnicy potrafią walczyć. Kilka lat temu Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej w Kielcach broniło się przed dziką prywatyzacją. Niechlubnie zapisała się tam jedna z firm ochroniarskich, nota bene z Sosnowca, która chciała nawet pacyfikować protestujących pracowników. Jednak ludzie się nie dali, postawili się ochroniarzom, zaczęli się przed nimi bronić. Dzisiaj jest to bardzo dobrze prosperująca firma, w której załoga ma swoje udziały. Ci ludzie wzięli sprawy w swoje ręce. Teraz mamy Fabrykę Wagonów na południowym-wschodzie kraju w Gniewczynie Łańcuckiej, która ma problemy finansowe i 600 pracowników, którzy od trzech miesięcy nie otrzymują wynagrodzeń. Jeśli będą przychodzić do pracy i nie będą się upominać o wypłaty, to nic nie wywalczą. My musimy mieć ludzi za sobą, wtedy możemy podpisywać takie porozumienia, jak to dotyczące kopalni Kazimierz-Juliusz.
Solidarność wiele razy pokazała, że potrafi być skuteczna nie tylko negocjując z pracodawcami, ale także walcząc o zmianę szkodliwego dla pracowników prawa…
– Wiele ważnych spraw wygrywamy z poziomu Komisji Krajowej. Blokujemy niekorzystne przepisy, wnosząc skargi do Trybunału Konstytucyjnego. Nie dość, że dzisiaj rządzący wprowadzają prawo antypracownicze, to jeszcze jest ono niezgodne z Konstytucją, z czym od początku kadencji walczymy. Na nasz wniosek TK odrzucił ustawę o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych, która pozwalała na wyrzucanie z pracy, bez konsultacji ze związkami zawodowymi, pracowników zatrudnionych w sferze budżetowej. Wygraliśmy sprawę dotyczącą Święta Trzech Króli. Sejm przywrócił to święto, ale odebrał pracownikom prawo do dni wolnych w zamian za inne święta przypadające w soboty i niedziele. W tym roku mamy pierwsze owoce tej skargi, każdy pracownik ma dodatkowe dni wolne od pracy. Wygraliśmy także sprawę czasu pracy osób niepełnosprawnych, który rządzący wydłużyli do 8 godzin dziennie i 40 tygodniowo. Po naszej skardze jest to znów 7 godzin dziennie i 35 tygodniowo. W tej chwili rząd kończy prace nad ustawą o umowach śmieciowych, ale robi to nie dlatego, że chce, ale dlatego, że po naszej skardze do Międzynarodowej Organizacji Pracy Komisja Europejska wszczęła sprawę przeciwko polskiemu rządowi i nakazała zmianę prawa. Innym przykładem świadczącym o naszej skuteczności jest znowelizowana ustawa o zamówieniach publicznych. W trakcie przetargu nie będzie już brana pod uwagę najniższa cena, ale w jego specyfikację wpisane zostanie zatrudnienie pracowników na podstawie umów o pracę i minimalne wynagrodzenie.
Wszystko wskazuje na to, że kolejna kadencja też nie będzie łatwa. Co Pana zdaniem należy uznać za priorytet na najbliższe cztery lata?
– Dla mnie, przewodniczącego NSZZ Solidarność i mam nadzieję nowych władz związku, najważniejsze jest to, żebyśmy faktycznie byli tą Solidarnością, jednością, w której jest zgoda i współpraca. Jeżeli lokomotywa pojedzie w jednym kierunku, to sobie poradzimy. Wystarczająco dużo wrogów mamy na zewnątrz. To są ci, którzy walczą z pracownikami i z prawami pracowniczymi.
Z Piotrem Dudą, przewodniczącym Komisji Krajowej NSZZ Solidarność rozmawiała Agnieszka Konieczny