Solidar Śląsko Dąbrow

Najgorzej jest, gdy czujemy bezsilność

Ten „szalony” ruch pomocowy chroni nas przed trudnościami ze zdrowiem psychicznym. Najgorzej jest, gdy czujemy bezsilność i nie mamy żadnego narzędzia żeby to zmienić. Bezradność jest rujnująca. Zaradność i prospołeczność nadają sens naszemu życiu, wyciągają z lęku i kręcenia się wokół własnych myśli – mówi psycholog prof. Zofia Dołęga.

Wojna, której tak bardzo się obawialiśmy, stała się faktem. Rosjanie z niezwykłym okrucieństwem traktują ludność cywilną, giną kobiety i dzieci. Czy tak zwyczajnie, po ludzku, jesteśmy sobie w stanie z tym poradzić? Co powinniśmy robić?
– Nie będzie dobrze, jeśli się sami sobą nie zaopiekujemy i nie ochronimy tych, którzy sami ochronić się nie mogą, np. dzieci. Próbujmy odnajdywać w życiu codziennym to, co może nam pomóc w takiej sytuacji, podnieść nastrój i chronić przed czarnymi myślami i bardzo pesymistycznym spojrzeniem. Spróbujmy zadbać o siebie, dobrze się wysypiać, dobrze jeść, wyjść na świeże powietrze. Róbmy to, co zwykle, mając oczywiście z tyłu głowy narastające zagrożenie, ale nie pozwólmy się zaczopować. Dawkujmy sobie informacje. Ich jest teraz tak wiele, że one i tak do nas dotrą, ale gdy będą się sączyć przez cały dzień, to stan naszego ducha się nie poprawi. Dawkowanie informacji, zwłaszcza osobom, które mają słabe nerwy, powinno być receptą. To nas oczywiście nie uleczy, ale sprawi, że będzie nam lżej. To jest też sposób na ochronienie dzieci. Tam są obrazy, które bardziej zapadają w pamięć niż nawet słowa. Obrazy wojenne mogą przerażać i prowadzić do urazów, zwłaszcza u dzieci, dla których obraz jest szczególnie silnym bodźcem. Nie należy indukować myślenia dziecka pospiesznymi, nerwowymi rozmowami, które pokazują, że dorośli są przerażeni i bezradni.

Nie powinniśmy rozmawiać z dziećmi o tym, co się dzieje?
– Są różne opinie, jedni psychologowie twierdzą, że dzieci należy chronić przed tego typu obrazami, informacjami i wiedzą. Inni, bardziej racjonalnie, mówią, że one i tak to gdzieś kiedyś zobaczą. Nasze nienaturalne zachowanie, np. skok i wyłączenie telewizora, gdy do pokoju wejdzie dziecko, wcale go nie uspokoi. Najlepszym sposobem jest czekanie na pytania dziecka. Nie wyprzedzajmy, nie zaczynajmy mówić o wojnie do momentu, aż dziecko samo nie zapyta. Gdy to zrobi, wyjaśniajmy na poziomie jego możliwości poznawczych, używając łagodnego, ale pewnego języka. Żeby dziecko odczuło, że wiemy, co mówimy, że nie jesteśmy przerażeni i zalewamy się łzami. Tłumaczmy na tyle, na ile dziecko chce to do siebie przyjąć. Ono tutaj jest przewodnikiem, jeśli pyta, odpowiadajmy adekwatnie do jego możliwości zrozumienia. Jeśli natomiast dziecko nic nie mówi, ale zmienia swoje zachowanie, jest markotne, nie chce samo spać, nie chce się bawić, wówczas musimy to z nim przepracować. Spytać, co się dzieje, dlaczego jest smutne, zabrać na spacer do parku.

Do tych emocji dochodzi także strach, który przecież jest naturalną reakcją …
– Bronimy się tym, że jesteśmy w obszarze zachodniego świata, chronieni układami międzynarodowymi i konwencjami. Nie zalecałabym wchodzenia w otchłanie lęku, który jest deregulacją emocjonalną, sprawia, że nie możemy jeść, nie możemy spać, a jak się nie wyśpimy każdy kolejny dzień jest gorszy od poprzedniego. Działanie terapeutyczne może mieć np. rozmowa z osobą, która jest mniej przerażona od nas, ma mocniejszą psychikę, potrafi rozmawiać i słuchać. Nie należy popadać w popłoch i czarną rozpacz. Jest wiele rzeczy, które mogą nas chronić: nasza aktywność, pomaganie innym, zajęcie się sprawami potrzebujących, których wokół nas jest mnóstwo. Zwłaszcza teraz przy tym exodusie można się zaangażować w jakąś sieć pomocy, oczywiście na tyle, na ile nas stać. To wypycha lęk przed niewiadomą. Musimy jednak odróżnić dwie rzeczy, to na ile możemy pomóc sobie i innym oraz to, co jest od nas niezależne, i tym się nie zajmować.

Widzimy tysiące ludzi pomagających uchodźcom. Spodziewała się Pani takiego zaangażowania?
– Ta pomoc jest wspaniała i budująca. Ten „szalony” ruch pomocowy chroni nas przed trudnościami ze zdrowiem psychicznym. Najgorzej jest, gdy czujemy bezsilność i nie mamy żadnego narzędzia żeby to zmienić. Bezradność jest rujnująca. Zaradność i prospołeczność nadają sens naszemu życiu, wyciągają z lęku i kręcenia się wokół własnych myśli: że to, co się dzieje, jest straszne, niedopuszczalne, nikt tego nie przewidział. Niestety, agresor jest psychopatyczny, ma mentalność wschodniego satrapy, w związku z tym wszystko się zdarzyć może. Jeśli nie damy sobie złamać hartu ducha, będziemy się skutecznie opierać, to będziemy zdrowi psychicznie, pomagając i sobie wzajemnie, i w rodzinach, i poza nimi w tej szerokiej skali.

Z prof. Zofią Dołęgą, psychologiem, koordynatorem specjalności klinicznej dzieci i młodzieży Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS w Katowicach rozmawiała Agnieszka Konieczny