Solidar Śląsko Dąbrow

Na zajączka

Święta Wielkanocne nie zostały tak skomercjalizowane jak Święta Bożego Narodzenia. Bronią się dzielnie. W supermarketach nikt nie puszcza na miesiąc przed Wielkanocą pieśni „Chrystus zmartwychwstan jest”, ani nawet „Jużem dość pracował dla Ciebie człowiecze”. Nie wiadomo, czy z pokory i szacunku wobec sfery sacrum, czy może ze strachu przed karą boską i gniewem klientów. Niemniej krok po kroku komercjalizacja wkrada się również w ten wielkanocny czas. Tłumy ateistów oraz wierzących, ale niepraktykujących, w Wielką Sobotę ustawiają się przed kościołami, aby poświęcić koszyki z szynką, jajkami, kiełbasami i chrzanem. Wiara wiarą, modlitwa modlitwą, ale wielkanocne śniadanie bez święconki to jak Boże Narodzenie bez choinki. Ale po co to jest święcone, to już nie ma znaczenia. Niedziela Wielkanocna, jak wiadomo, służy opychaniu się szynkami, jajami, żurkiem, barszczem białym oraz mazurkami, babami i czekoladowymi zajączkami. Jacyś oldskulowi kolesie idą na rezurekcję, ale co to jest? Msza taka jakaś czy przemarsz.

Jest taki zwyczaj, który przywędrował do nas z Niemiec. Swego rodzaju wielkanocny święty Mikołaj, zwany Zajączkiem. Ów Zajączek zostawia dzieciom ukryte w ogródku lub w mieszkaniu jakieś drobne upominki i słodycze. Dopóki to są słodycze i drobnostki, to jest w porządku, ale kiedy zajączek zacznie przynosić rowery, laptopy lub quady, to już będzie po Wielkanocy. Będą dwa ważne święta chrześcijańskie „pod choinkę” i „na zajączka”. Wiem, wiem. Każdy był dzieckiem. Ale wyobraźcie sobie, co będzie, gdy marketingowcy dostaną w swoje łapska taką gratkę.

W Poniedziałek Wielkanocny, wiadomo, trzeba lać z plastikowych jajek, pistoletów czy wiader. Plastikowe jajka to już przeszłość. Teraz króluje broń żywcem wyjęta z filmu „Faceci w czerni”, tyle, że na wodę. Jeszcze nie widziałem wiader śmigusowo-dyngusowych w ofercie, ale w przyszłości, kto wie?

Ktoś powie, że smęcę, że się czepiam, bo przecież Świętom Wielkanocnym od zawsze towarzyszyły pogańskie zwyczaje zaadoptowane przez Kościół i wykorzystywane do tłumaczenia tajemnicy odradzającego się życia. Wiadomo też przecież, że wszystkim świętom kościelnym od stuleci towarzyszą jarmarki. Taki odpust na przykład. Dzieciom z mojego pokolenia kojarzył się nie z odpuszczeniem win, tylko z wystrzałami z „korkowców”, z lusterkami z czterema pancernymi, klamrami do pasków z napisem „AC/DC”, z pierścionkami z niebieskim lub czerwonym oczkiem i ze słodyczami, w tym z nieśmiertelnymi sercami z piernika.

Może i smęcę, ale nie chodzi mi o sam fakt sąsiedztwa święta i jarmarku, sąsiedztwa sacrum i profanum, ale o proporcje i hierarchie. Niedziela Wielkanocna to najważniejszy dzień w roku dla każdego katolika. To dzień Zmartwychwstania Pańskiego. To sedno chrześcijańskiej wiary – wiara w zmartwychwstanie. Ta wiara stoi w zasadniczej opozycji wobec nieodpowiedzialności, wobec życia z dnia na dzień, wobec braku pokory, wobec braku szacunku dla drugiego człowieka. Ta wiara jasno mówi, co jest dobre, a co jest złe. Jarmark jest towarzyszącą ludziom słabością. Był, jest i będzie. Rzecz w tym, żeby jarmark nie stawał w roli głównej, a Zmartwychwstanie nie było spychane do roli pretekstu, aby zjeść, napić się i zabawić. Tak jak w pozostałe weekendy.

Jeden z Drugą:)


Dodaj komentarz