Solidar Śląsko Dąbrow

Na rzecz przyjaznego zatrudnienia

Umowę na czas określony ma już niemal co trzeci pracownik najemny. Zjawisko zatrudniania na umowy zlecenie, umowy o dzieło i na podstawie fikcyjnego samozatrudnienia ma coraz większą skalę. Dramat śmieciowych umów szczególnie dotyka ludzi młodych. Są bez szans na kredyt, emeryturę, godne życie. Solidarność mówi dosyć.

NSZZ Solidarność we współpracy m.in. z organizacjami pozarządowymi rusza z kampanią dotyczącą umów śmieciowych. W jej ramach powołana zostanie „Koalicja na rzecz przyjaznego zatrudnienia”, do której zapraszane będą znane osoby ze świata mediów, sportu i polityki. W czasie trwania kampanii Solidarność zorganizuje także konferencje naukowe poświęcone przyjaznemu zatrudnieniu. Będą też spoty radiowe i telewizyjne oraz reklamy prasowe i billboardowe promujące stałe formy zatrudnienia.

Szacuje się, że na umowach śmieciowych w Polsce może pracować nawet 8 mln osób, choć próżno szukać oficjalnych danych na ten temat. Wg danych GUS w drugim kwartale tego roku na podstawie umów na czas określony pracowało 3 mln 382 tys. osób, czyli aż 27,1 proc. ogółu pracowników najemnych, co stanowi najgorszy wynik w Europie. Choć umowa o pracę nawet na czas określony często stanowi nieosiągalne marzenie setek tysięcy osób pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych, nie daje ona praktycznie żadnej stabilności zatrudnienia.

Dotkliwie przekonali się o tym pracownicy zatrudnieni na czas określony, których pracodawcy skorzystali z zapisów tzw. pakietu antykryzysowego. Obowiązująca od 22 sierpnia 2009 roku ustawa o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i pracodawców zawiesiła na dwa lata zasadę, według której trzecia umowa o pracę musiała być zawierana na czas nieokreślony. Oznacza to, że pracodawcy mogli nawet przez 24 miesiące zatrudniać pracowników na podstawie wielu, bardzo krótkich umów o pracę na czas określony. Pakiet przestaje obowiązywać 1 stycznia 2012 roku. Nie oznacza to jednak, że pracodawcy w przyszłym roku będą zatrudniać pracowników na stałe. W większości przypadków osobom, którym kończą się kontrakty terminowe, przenosi się do agencji pracy tymczasowej lub po prostu nie przedłuża się im umowy.

Tak stało się np. w tyskiej fabryce Fiata, gdzie na przełomie lipca i sierpnia do agencji przeniesiono blisko 500 osób. Z początkiem października 435 pracowników przeniesionych do agencji zwolniono.Podobny mechanizm zastosowano w Hucie Batory, gdzie tylko w sierpniu do agencji przeniesiono 70 pracowników. Osoby te co prawda nie straciły zatrudnienia, ale pracują na dużo gorszych warunkach. Zdaniem związkowców z tamtejszej Solidarności pracownicy przeniesieni do agencji pracy tymczasowej otrzymują wynagrodzenia niższe o jedną trzecią, pozbawiono ich również osłon socjalnych i uprawnień nabytych podczas pracy w hucie.

W jeszcze gorszej sytuacji niż pracownicy z umowami na czas określony, są osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych. Według danych ministerstwa finansów na umowy zlecenie w zeszłym roku pracowało ok. 3,5 mln Polaków, w większości są to osoby młode. Zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych nie mają prawa do urlopu czy zwolnienia lekarskiego. Żyją z dnia na dzień bez szans na kredyt mieszkaniowy i założenie rodziny, z przerażeniem myślą o emeryturze. Nie chroni ich Kodeks pracy, bo w świetle prawa nie są pracownikami, nie dotyczą ich przepisy dotyczące minimalnego wynagrodzenia. – Nikt nie wyeliminuje umów zleceń i umów o dzieło z Kodeksu cywilnego, bo to byłby absurd. Przede wszystkim należy stosować art. 22 Kodeksu pracy mówiący o tym, że umowę ocenia się nie według nazwy, a względem treści. Jeżeli pracownik wykonuje pracę pod kierunkiem pracodawcy, to mamy do czynienia ze stosunkiem pracy, bez względu na nazwę. Dzisiaj obserwujemy ogromne dążenie do zysku, a to kończy się wyzyskiem. Przykładem mogą być naciski wywierane na pielęgniarki, żeby przechodziły na kontrakty. Panie często nie zdają sobie sprawy z tego, że w takiej sytuacji pojęcie czasu pracy zaczyna być abstrakcyjne, bo określone zadania muszą wykonać – mówi prof. Jan Wojtyła, dziekan Wydziału Finansów i Ubezpieczeń Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

Solidarność jako jedna z pierwszych organizacji społecznych zaczęła zwracać uwagę na problem umów śmieciowych. Rząd choć zdaje się dostrzegać problem, co widać chociażby po konkluzjach zawartych w słynnym raporcie „Młodzi 2011”, nic z tym nie robi. Jedyną rządową propozycją, która w ostatnim czasie pojawiła się w mediach, była wypowiedź ministra Boniego sugerująca, że należy „ozusować” umowy o dzieło. Takie rozwiązanie z pewnością podreperowałoby finanse państwa, ale zapłaciliby za to najprawdopodobniej pracownicy na umowach śmieciowych, którzy już teraz otrzymują najczęściej głodowe pensje.

Łukasz Karczmarzyk

Dodaj komentarz