Miesięczny zamiast auta
Pandemia sprawiła, że bardziej doceniamy pewne rzeczy. Dla mnie jedną z nich jest własny samochód. Przyznanie się do tego jest dość kłopotliwe, bo od lat tłucze się nam do głowy, że tylko leniwi i samolubni ludzie jeżdżą autami, korkują miasta i zatruwają powietrze spalinami. Z kolei światli i nowocześni Europejczycy wybierają transport publiczny. Tak brzmi tzw. wersja oficjalna, bo w rzeczywistości przytłaczająca większość szczęśliwych posiadaczy biletów miesięcznych i jednorazowych jeździ autobusami, gdyż nie ma innego wyjścia.
Zdarzyło się to ostatnio i mnie. Na szczęście tylko raz. Moja nastoletnia igła musiała odwiedzić warsztat i byłem zmuszony rano podreptać na przystanek. W autobusie walka z pandemią pełną gębą. Na szybach przyklejone covidowe plakaty, a na oparciu co drugiego siedzenia przyklejona kartka, że siadać nie wolno, bo dystans społeczny. Jednak już na pierwszym przystanku wszystkie miejsca siedzące były zajęte i kartki zniknęły, przysłonięte plecami siedzących pasażerów. Część podróżnych bez maseczek, inni z maseczkami zakrywającymi tylko usta, czyli z nochalem na wierzchu. Innymi słowy następnego dnia ze łzami szczęścia w oczach opróżniłem portfel u mechanika i odebrałem igłę.
Trzeba się cieszyć z dobrodziejstw, jakie daje posiadanie własnych czterech kółek, bo już niedługo samochód znów stanie się luksusem dostępnym dla nielicznych. Komisja Europejska chce nałożyć na producentów paliw opłaty za emisję CO2, na wzór tych, które teraz płaci energetyka konwencjonalna i niektóre gałęzie przemysłu. Będzie to oznaczać podwyżkę ceny benzyny o ok. 60 groszy za litr. Na początek, bo w kolejnych latach opłaty mają rosnąć. Jednym z elementów szykowanego w UE Europejskiego Zielonego Ładu ma być też całkowity zakaz produkcji samochodów z silnikami spalinowymi. Może on zacząć obowiązywać już w okolicach roku 2030. Ceny najtańszych samochodów elektrycznych wielkości fiata cinquecento zaczynają się od ok. 100 tys. zł. Biorąc pod uwagę fakt, że średni wiek samochodu w Polsce to dziś ok. 15 lat, łatwo oszacować, jaką część naszego społeczeństwa będzie stać na „elektryka”.
Klimatycznej propagandzie udało się przekonać większość Polaków, że trzeba zastąpić węgiel wiatrakami. Udało się wmówić, że energia ze źródeł odnawialnych jest tańsza od konwencjonalnej, choć w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. To jednak było dość łatwe zadanie. Ile naprawdę kosztuje „tania” energia z wiatraków, ludzie dowiedzą się dopiero za jakiś czas. Ceny będą rosły stopniowo, żeby zdążyli się przyzwyczaić. Ten proces już trwa. Do tego, żeby zamienić własne auto na bilet miesięczny, przyzwyczaić się będzie już znacznie trudniej. Dopiero wówczas wszyscy przekonają się, że jakość życia w „neutralnej klimatycznie Europie” bardziej przypomina XIX niż XXI wiek. A „zielona rewolucja” w transporcie to tylko mały wycinek z tego, co nam szykują.
Trzeci z Czwartą:)