Solidar Śląsko Dąbrow

Mam obowiązek krzyczeć, jak jest naprawdę

Ostatnio często gości Pan w naszym regionie. Jeździł Pan do górników z Kompanii Węglowej, kiedy walczyli o swoje kopalnie, wspierał strajkujących w JSW…
– Od razu mówię, że to nie miało nic wspólnego z żadną kampanią wyborczą, bo to się działo jeszcze zanim podjąłem decyzję o kandydowaniu. Poza tym z górnikami, ze śląsko-dąbrowską Solidarnością, z Dominikiem Kolorzem ten kontakt mam od wielu lat. To nie zaczęło się teraz. Ja jestem wolnorynkowcem, ale takim, który uważa, że prawa pracownicze powinny być szczególnie chronione, bo inaczej ten wolny rynek zmienia się w wolną amerykankę.

Pańskie ostatnie wizyty na Śląsku były jednak inne od poprzednich. Górniczych protestów na tak wielką skalę nie było od lat. Co mówił Pan górnikom na masówkach?
– Przede wszystkim już po pierwszych kilku wizytach na kopalniach, gdy widziałem determinację chłopaków i ducha, który tam panuje, wiedziałem jedno: że ten rząd nie jest w stanie ich pokonać, że nie ma z nimi najmniejszych szans. Oni nie walczyli o pieniądze, ale przede wszystkim o godność. To jest zupełnie podstawowa sprawa. Jeździłem do górników z prostą wiadomością, że jeżeli się poddadzą, jeżeli tej władzy uda się rozbić kopalnie, to nie będzie się już bała absolutnie nikogo, będzie mogła zrobić z nami wszystko. Oprócz tego, że górnicy dbają o byt swoich rodzin, mają też specjalną misję do wypełnienia. Muszą być strażnikami interesu obywatelskiego, obywatelskiej godności. Muszą być razem i być siłą. Bo inaczej Polska będzie pozamiatana. Dlatego z górników usiłują dzisiaj zrobić bandytów, kiboli i Bóg wie kogo jeszcze. Pamiętam, że w latach osiemdziesiątych o strajkujących górnikach mówili dokładnie to samo.

Obecna zapaść w górnictwie to w pewnym sensie konsekwencja chorego systemu, z którym walczy Pan od lat…
– Absolutnie tak. To zupełnie analogiczna sytuacja, jak za komuny. Wtedy jednym z głównych postulatów było żądanie wyprowadzenia podstawowych jednostek partyjnych z zakładów pracy. A kim są dzisiaj ci wszyscy prezesi w górnictwie i innych spółkach skarbu państwa? To są zwyczajni funkcjonariusze partyjni, albo ludzie ściśle powiązani z partyjnym interesem. Przez partyjne rozdawnictwo oni łupią dzisiaj majątek, na który pracowały całe pokolenia robotników. Ta partiokracja jest wszędzie, w każdej dziedzinie życia.

Górnicy potrafili się obronić, bo są zorganizowani i silni. A co z innymi, którzy takiej siły nie mają?
– To właśnie jest podstawowy cel mojego kandydowania na urząd prezydenta, żeby skonsolidować wszystkich ludzi, grupy i organizacje społeczne dążące do zmiany systemu. Ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby te wybory wygrać, ale jeśli to się nie uda, to każdy procent głosów oddanych na moją kandydaturę, to większa szansa, że w przyszłości zdołamy wprowadzić do parlamentu nową siłę, która zabierze państwo partyjnym klanom i odda je obywatelom. Zastrzegam, że chodzi o ruch obywatelski, a nie jakąś partię. Tworząc partię, stajemy się trybikiem systemu, a z systemem nie da się walczyć, będąc jego częścią.

Pierwsza decyzja prezydenta Pawła Kukiza?
– Rozpisanie referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. Potem następne referenda: w sprawie przywrócenia poprzedniego wieku emerytalnego, w sprawie wzmocnienia obywatelskich inicjatyw ustawodawczych. Jeżeli udałoby się tego dokonać, jeżeli udałoby się przywrócić państwo obywatelom, to ostatnie referendum dotyczyłoby odwołania mnie ze stanowiska i rozpisania nowych wyborów.

Nie chodzi Panu o władzę?
– Władzy wystarczy mi tyle, ile mam u siebie w domu. Ja nie jestem z żadnego rozdania partyjnego. Nie byłbym prezydentem wybranym za partyjną kasę i w związku z tym zobowiązanym do wypełniania dyspozycji partyjnych wodzów. Ja jeżdżę po Polsce swoim samochodem, za swoje pieniądze. Nie mam kilometrówek. Ostatnio jedna dziennikarka zapytała mnie, jak chcę wygrać wybory, skoro nie mam żadnego zaplecza politycznego. Odpowiedziałem jej, że mam największe zaplecze polityczne, bo tym zapleczem są obywatele. I w moim kandydowaniu właśnie o to chodzi, aby polityk znowu stał się pracownikiem obywateli, a nie ich panem opłacanym na dodatek z ich pieniędzy. Pierwszym krokiem do tego są JOW-y.

JOW-y funkcjonują w Senacie i się nie sprawdziły…
– Funkcjonują też w gminach niebędących miastami na prawach powiatu i tu sprawdzają się świetnie. W wyborach do rad gmin już dawno udało się przełamać monopol partyjnych klanów. W polskim Senacie jest stu senatorów. Na każdego z nich przypada 370 tys. wyborców. W tak dużych okręgach partie, które mają pieniądze i cały aparat propagandowy, są w stanie z najgorszego bandyty zrobić anioła i odwrotnie. W małych okręgach, gdzie każdy zna kandydata, często nawet osobiście, jest zupełnie inaczej. Poza tym partie mają gotowe sztaby, biura, pieniądze itd. Koalicja rządząca zna termin wyborów wcześniej od innych. Obywatele mogą się zacząć organizować dopiero wówczas, gdy ten termin zostanie oficjalnie ogłoszony. Dzisiaj ten wyścig wygląda tak, że gdy partyjni kandydaci są tuż przed metą, reszcie mówi się, że teraz mogą zacząć ich gonić.

Przecież partie polityczne funkcjonują w każdym systemie demokratycznym, bez względu na ordynację wyborczą…
 – Ale tam, gdzie ordynacja jest jednomandatowa, mają zupełnie inny charakter. U nas partie są jak oddziały wojskowe, gdzie na czele jest wódz, który o wszystkim decyduje. Posłowie nie są lojalni wobec wyborców, ale wobec wodza, bo jak się mu sprzeciwią, to nie umieści ich na listach wyborczych. W USA czy w Wielkiej Brytanii, tam gdzie ordynacja jest większościowa, partie polityczne to wielonurtowe grupy działające na zasadzie porozumienia i przenikania się poglądów.

Po co Panu to kandydowanie? Zamiast szarpać się z systemem, mógł Pan przecież zająć się wyłącznie muzyką, żyć sobie wygodnie i spokojnie z dala od polityki…
– Ja wychowałem się w małej miejscowości. Udało mi się zrobić karierę, o jakiej nawet nie marzyłem, wyłącznie dzięki ludziom. To ludziom zawdzięczam wszystko, co mam. Mój mikrofon dostałem od ludzi i nie mam prawa przez niego śpiewać, że wszystko jest ładnie i pięknie. Mam obowiązek krzyczeć, jak jest naprawdę.

Z Pawłem Kukizem, kandydatem na Prezydenta RP rozmawiał Łukasz Karczmarzyk

 

Dodaj komentarz