Solidar Śląsko Dąbrow

Magoty gibraltarskie i nasze orły

Gibraltar, zamorskie terytorium Wielkiej Brytanii to skalisty cypelek leżący na południu Półwyspu Iberyjskiego. Znajduje się on mniej więcej tam, gdzie Morze Śródziemne wpada do Oceanu Atlantyckiego. Mimo że cypelek ów składa się głównie z kamieni, od 400 lat Hiszpanie kłócą się o niego z Angolami.

Gibraltar zamieszkuje niespełna 30 tys. ludzi i ok. 230 magotów gibraltarskich, jedynych żyjących na wolności małp na kontynencie europejskim. Przy założeniu, że ok. połowa ludzkiej populacji półwyspu to kobiety oraz że magoty wolą banany od kopania skórzanego worka wypełnionego powietrzem, można oszacować, że piłkę nożną w męskim wydaniu uprawia na Gibraltarze maksymalnie kilkaset osób. To nie przeszkadza jednak mieszkańcom Gibraltaru w posiadaniu własnej reprezentacji piłkarskiej. Ba, ekipa ze skalistego półwyspu ma nawet swoje sukcesy. W 2006 roku zespół wziął udział w nieoficjalnych mistrzostwach drużyn niezrzeszonych przez FIFA, gdzie zajął trzecie miejsce, pokonując po drodze reprezentację Tybetu 5:0 i remisując z Republiką St. Pauli (pod tą nazwą wystąpiła reprezentacja słynnej dzielnicy Hamburga) 1:1. 

Dlaczego piszę o tym wszystkim? Otóż 19 listopada, gdy nasi kopacze toczyli heroiczny bój z Irlandczykami, śrubując rekord minut na boisku bez strzelonego gola, reprezentacja Gibraltaru rozgrywała towarzyskie spotkanie ze Słowakami. Mecz ten, podobnie jak starcie w Poznaniu, zakończył się bezbramkowym remisem. I tu zbliżamy się do tzw. sedna. Tydzień wcześniej Słowacy zlali nasze orły 0:2 i był to najniższy możliwy wymiar kary, bo mogło się skończyć dużo gorzej. Wszyscy to nieszczęście pamiętamy. Jeżeli ktoś nie pamięta, to pewnie dlatego, że po meczu przedawkował z rozpaczy napoje, po których spożyciu wypowiedzenie słowa Gibraltar jest niemałym wyczynem.

Raczej wątpliwe jest, że Słowacy zagrali kiepsko z Gibraltarem, bo byli wycieńczeni meczem z naszymi orłami. Mało wiarygodne jest też wytłumaczenie, że na mecz o pietruszkę z Polską nasi południowi sąsiedzi przyjechali wyjątkowo zmobilizowani. Nie ma co kombinować. Po prostu mamy dramatycznie słabą drużynę. Wbrew temu, co nadal próbują nam wmawiać różni „eksperci w studiu”, nasza piłka kopana ma tyle wspólnego z poważnym futbolem, co magot gibraltarski z Tytusem z komiksów Papcia Chmiela. Wbrew rzeczywistości „eksperci w studiu” muszą podtrzymywać iluzję, bo inaczej odeszlibyśmy od telewizorów, a oni straciliby posadki.

Mecze Słowacji z Polską, a następnie Gibraltarem pokazały też, że wymieniając kilku słabych zawodników na grajków o podobnych umiejętnościach, nie sprawi się, że drużyna będzie grała lepiej. Niby oczywista oczywistość, a jednak „eksperci w studiu” od lat twierdzą inaczej. Jeżeli nie ma się dobrej ławki rezerwowych, ekipie składającej się z upasionych gwiazdorków nie pomoże żadna rekonstrukcja. Bez względu na to, czy jej zawodnicy noszą w pracy krótkie spodenki, czy gangole od Armaniego i krawaty Pierre Cardin.

Trzeci z Czwartą:)

Dodaj komentarz