Solidar Śląsko Dąbrow

Ludzie już nie wytrzymują

Od 7 lat płace pracowników jednostek podległych katowickiemu samorządowi realnie są coraz niższe. Zarobki sporej grupy pracowników nie przekraczają 2 tys. zł brutto. Część z nich jest zmuszona do korzystania z opieki społecznej. 
 
– Katowice to stolica województwa i jeden z najbogatszych samorządów. Jednak w porównaniu z ościennymi miastami pracownicy jednostek podległych katowickiemu magistratowi mają jedne z najniższych zarobków w województwie. Bieda aż piszczy. 1600, 1800 zł na rękę to norma – mówi Mariusz Sumara, przewodniczący Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność w katowickim samorządzie. – Np. w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji dwie trzecie pracowników zarabia poniżej 2 tys. zł brutto. Co piąty dostaje wyrównanie do najniższego wynagrodzenia. Kilkunastu pracowników korzysta z pomocy społecznej, bo pensja nie wystarcza im na utrzymanie – wylicza przewodniczący. Podobnie wygląda to w innych jednostkach. W lipcu 2013 roku MKK zwróciło się do prezydenta z żądaniem wzrostu wynagrodzeń w 2014 roku o co najmniej 200 zł dla każdego pracownika i o wskaźnik inflacji. Solidarność domaga się też dodatkowych środków dla najniżej zarabiających pracowników na stanowiskach pomocniczych i obsługi, rekompensaty za brak podwyżki w 2013 roku oraz zapewnienia, iż wzrost wynagrodzeń nie odbędzie się kosztem redukcji zatrudnienia.
 
Przedstawiciele MKK kilkakrotnie spotykali się w tej sprawie z prezydentem Piotrem Uszokiem i reprezentantami władz miasta. – Za każdym razem słyszeliśmy te same argumenty, że miasto inwestuje w infrastrukturę i nie może sobie pozwolić na podwyżki, że miasto musi dopłacać do pensji nauczycieli i że tak naprawdę to miasto powinno część pracowników samorządowych zwolnić, a prezydent robi wszystko, aby utrzymać miejsca pracy. Krótko mówiąc, mamy być zadowoleni z tego, co jest i zapomnieć o jakichkolwiek podwyżkach – mówi Sumara.
 
Tymczasem ludzie są coraz bardziej zdesperowani. Widzą, że miliony złotych idą na bardziej lub mniej trafione inwestycje, na pomniki władzy, a oni są coraz ubożsi. – U nas większość zarabia 2 tys. zł brutto. Gdybym otrzymała te 2 tys. zł wypłaty na rękę, to bym panu prezydentowi kapliczki stawiała – mówiła podczas jednego ze spotkań z Piotrem Uszokiem Barbara Świerk z Solidarności w Domu Pomocy Społecznej „Przystań”. – Ale nawet tak emocjonalne wypowiedzi nie robią na panu prezydencie wrażenia. Uznał sprawę za zamkniętą i na temat wysuniętych w lipcu żądań nie zamierza już z nami rozmawiać – dodaje Sumara. 
 
Związkowcy zapowiadają, że nie złożą broni. – Jeśli prezydent myśli, że po raz kolejny skończy się na narzekaniu, to jest w błędzie. Ludzie już tego naprawdę dłużej nie wytrzymają. Albo pan prezydent zacznie z nami poważnie rozmawiać i zabierze się za rozwiązanie problemu głodowych pensji swoich pracowników, albo wybuchnie akcja protestacyjna. Ludzi nie interesuje, że to rok wyborczy i pan prezydent szykuje się do kampanii wyborczej. My nie żyjemy od kampanii do kampanii, tylko od pierwszego do pierwszego – podkreśla przewodniczący.
 
Przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz zwrócił się do prezydenta Katowic Piotra Uszoka z apelem o podjęcie rozmów z przedstawicielami Solidarności z jednostek podległych katowickiemu samorządowi i podjęcie próby rozwiązania ich problemów w duchu dialogu społecznego. – Jako przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność miałem okazję siadać z Panem do stołu negocjacyjnego i te rozmowy przynosiły dobre efekty. W związku z tym proponuję Panu, abyśmy wspólnie z reprezentantami Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność Pracowników Samorządowych w Katowicach usiedli do rozmów, które pozwolą rozwiązać konflikt i doprowadzić do porozumienia satysfakcjonującego zarówno pracowników jednostek budżetowych katowickiego samorządu, jak i władze miasta – napisał w liście do prezydenta Uszoka przewodniczący śląsko-dąbrowskiej „S”. 
 
 
ny
 

Dodaj komentarz