Kto zarobi na Leopardzie?
W ciągu dwóch lat do polskiej armii trafi 119 używanych niemieckich czołgów Leopard. Umowę w tej sprawie ministrowie obrony Polski i Niemiec podpisali 22 listopada. Wartość kontraktu to ponad 750 mln zł. Umowa dotyczy 105 Leopardów w wersji 2A5 oraz czternastu starszych maszyn serii 2A4.
Podczas ceremonii podpisania kontraktu w poznańskim Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, szef MON Tomasz Siemoniak zapewniał, że niemieckie czołgi to sprzęt najwyższej klasy i Polska przy ich zakupie zrobiła doskonały interes. – Nie do końca. Zdaniem wielu ekspertów za te pieniądze można było kupić znacznie lepsze maszyny. Trzeba pamiętać Leopard w wersji 2A4 to konstrukcja z lat 80-tych, a w wersji 2A5 to czołgi ponad dwudziestoletnie, które również już dzisiaj wymagają lub w najbliższym czasie będą wymagać modernizacji – mówi Zdzisław Goliszewski, szef Solidarności w Zakładach Mechanicznych Bumar-Łabędy.
Aktualnie Siły Zbrojne RP posiadają już 128 czołgów Leopard 2A4, które kupiliśmy od Bundeswehry przed dekadą. W październiku MON ogłosił przetarg na modernizację tych maszyn. Modernizacja, której koszt szacuje się na co najmniej miliard zł, ma być szansą na przetrwanie i rozwój polskiej zbrojeniówki. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele resortu obrony narodowej. Problem jednak w tym, że cała dokumentacja techniczna, niezbędna do przeprowadzenia jakichkolwiek prac modernizacyjnych znajduje się w posiadaniu niemieckich koncernów zbrojeniowych Krauss-Maffei Wegmann i Rheinmetall. Niemcy raczej nie udostępnią nam jej za darmo. – Polska strona negocjując zakup Leopardów, nie zadbała o warunki udostępnienia dokumentacji technicznej naszym firmom zbrojeniowym. Bardzo prawdopodobne jest więc, że Niemcy zdecydowaną większość prac wykonają u siebie, a u nas będzie się tylko montować gotowe podzespoły. Zamiast polskiej zbrojeniówki, zarobi przemysł niemiecki – podkreśla Goliszewski.
Nie wiadomo też, czy ewentualną modernizacją zajmie się gliwicki Bumar, czy poznańskie Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne, które również przystąpiły do przetargu, choć zdaniem Goliszewskiego nie mają doświadczenia w wykonywaniu tego typu prac. Fakt, że podpisanie kontraktu na zakup niemieckich czołgów odbyło się właśnie w stolicy Wielkopolski z pewnością nie napawa pracowników Bumaru-Łabędy optymizmem.
Oprócz 119 czołgów umowa obejmuje również 200 sztuk sprzętu wsparcia w tym stare, wysłużone ciężarówki i wozy zabezpieczenia technicznego. – Ich rolę z powodzeniem mogłyby za to spełniać produkowane w Łabędach wozy WZT-4. To są nieporównywalnie nowocześniejsze konstrukcje – mówi przewodniczący.
W kontrakcie podpisanym przez ministra Siemoniaka i jego niemieckiego odpowiednika Thomasa de Maizière nie ma również mowy o licencji na produkcję amunicji do Leopardów. Tak więc jeżeli będziemy chcieli z naszych nowych-starych czołgów kiedyś postrzelać, amunicję będziemy musieli kupić u zachodnich sąsiadów. I w tym przypadku też skorzysta niemiecki, a nie polski przemysł zbrojeniowy.
Setki milionów zł wydane na stare niemieckie Leopardy w połączeniu z cięciami w budżecie MON, stawiają pod ogromnym znakiem zapytania plany budowy polskiego czołgu, którą kilka miesięcy temu szumnie zapowiedział MON. Za projekt ten odpowiedzialny miał być Bumar-Łabędy i Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych OBRUM. Obecnie gliwicki Bumar kończy remont 13 czołgów PT-91. W przyszłym roku być może dostanie zlecenie na modernizację kolejnych 25 maszyn tego typu, ale w tej sprawie nie zapadły jeszcze żadne wiążące decyzje.
Łukasz Karczmarzyk