Kto wypina tego wina
Pomiędzy tekstami typu „Banalnie prosty sposób obierania ziemniaka. Już nigdy nie zrobisz tego inaczej” oraz „Szok i niedowierzanie. Pokazała prawie wszystko” można w tzw. wiodących portalach znaleźć też pożyteczne informacje. Nie jest łatwo, ale da się. Na przykład całkiem niedawno trafiłem na informację, że holenderscy naukowcy odkryli, że o ile ludzie rozpoznają się po twarzach, to np. szympansy po pośladkach. Wyobraź sobie, że jesteś jednym z tych człekokształtnych, gdzieś między krzakami błyska sempiterna innego szympansa, a ty z daleka rozpoznajesz, kłaniasz się i pytasz: „Co u ciebie Zygmunt? Jak zdrowie?”. Pytasz oczywiście grzecznościowo, bo po grymasie na pośladkach widać, że Zygmunt jest raczej w niezbyt dobrym nastroju, jakby chory, albo zmęczony. Wiadomo, nie wszyscy potrafią zachować kamienną twarz, czy w tym wypadku kamienny wyraz pupy. Od razu wszystko widać.
W sumie dziwna sytuacja. Z punktu widzenia człowieka cokolwiek komiczna, ale dla szympansów to naturalne. Pośladki mogą być uśmiechnięte, albo smutne, albo obojętne.
Tak chciała matka natura. Oczywiście od razu nasuwa się pytanie, czy my też kiedyś tak się rozpoznawaliśmy, wszak szympansy to podobno nasi bliscy kuzyni? A czy w takim razie ubrania pierwotnie pełniły np. rolę maski karnawałowej lub maski Zorro? Może tak właśnie było, kto wie? Teraz rozpoznajemy się po twarzach i tak jest lepiej. Z pewnością też wygodniej, bo bez trudu możemy rozpoznać człowieka, nawet jeśli siedzi na jakimś stołku. Zaś określenie,
że ktoś się na kogoś wypiął, nie oznacza, że chciał się bliżej poznać. Wręcz przeciwnie.
Zapytacie, co pożytecznego jest w tej informacji o szympansach. Już spieszę odpowiedzieć. Otóż uświadamia nam ona z jednej strony, jak cienka może być granica, która oddziela homo sapiens od człekokształtnych i jak ważną, fundamentalną różnicę stanowi sposób porozumiewania się. Forma komunikacji społecznej, która wśród naszych człekokształtnych kuzynów jest naturalna i normalna, nam wydaje się czymś absurdalnym, komicznym, a czasami wręcz obrzydliwym. Podobne odczucia towarzyszą mi, gdy mam nieprzyjemność obserwować sposób porozumiewania się ze światem pewnej grupy posłanek i posłów. Groźne miny, wielkie słowa i żenująco żenujące poczucie humoru. Może dla badaczy, dla politologów to ciekawy przypadek, temat na szereg publikacji i konferencji naukowych, inspiracja do dalszych pogłębionych badań nad meandrami mechanizmu doboru naturalnego wśród polityków.
Mnie, choć początkowo trochę to śmieszyło, teraz coraz bardziej irytuje. Uważam, że poseł
to rola szczególna, a obywatele idąc do urn wyborczych wcale nie chcieli uczestniczyć w głosowaniu na największego pajaca czy najkomiczniejszego ćwoka, tylko wybrać człowieka
lub ugrupowanie polityczne, które będzie ich reprezentować w Sejmie. Godnie reprezentować, a nie wypinać się na obywateli.
Jeden z Drugą;)