Solidar Śląsko Dąbrow

Krwi może potrzebować każdy

Na pewno otrzymuje Pan wiele propozycji dotyczących wsparcia różnego rodzaju kampanii społecznych i nie na wszystkie znajduje Pan czas. Jeśli chodzi o promocję krwiodawstwa, zawsze można na Pana liczyć. Dlaczego?
– Są rzeczy ważne i  ważniejsze, ale nie ma nic cenniejszego niż krew i nic prostszego od jej przekazania. Dlatego chętnie odpowiadam na prośby dotyczące promocji krwiodawstwa i cenię osoby, które organizują tego typu akcje. Agatę Mróz-Olszewską miałem przyjemność poznać osobiście. W działalność Fundacji jej imienia zaangażowałem się zatem ze względów społecznych, które nie podlegają dyskusji, ale wiąże się ona dla mnie z dawką osobistych emocji.
 
Deficyty krwi najbardziej są widoczne podczas wakacji, ale zapotrzebowanie na nią systematycznie wzrasta, co jest związane z rozwojem medycyny. W jaki sposób powinniśmy przekonywać Polaków do tego, że warto dzielić się krwią? 
– Niedawno wspierałem akcję krwiodawstwa zorganizowaną w Rzeszowie pod hasłem „Bez pół litra można żyć”. Bardzo mi się ono spodobało, chociaż na początku się z niego śmiałem, to jednak zapadło mi w pamięć. Krwiodawstwo wciąż jest mało zrozumiałe dla większości z nas. Nie zawsze uświadamiamy sobie, że dar krwi jest w zasięgu każdego z nas, bez względu na to, czy jesteśmy bardziej, czy mniej zamożni. Jeżeli do kogoś nie docierają argumenty związane z drugim człowiekiem, to niech pomyśli o sobie samym, bo za chwilę jemu także krew może być potrzebna. Najczęściej nam się wydaje, że tragedie nas nie dotyczą, że dotykają innych i dzieją się gdzieś obok, aż do czasu…
 
Być może statystyki rozbudzą tę świadomość. Podczas jednej akcji można zebrać kilkanaście litrów krwi, w wyjątkowych wypadkach ponad 30. Tymczasem tylko jedna osoba, u której dojdzie do komplikacji podczas operacji tętniaka, potrzebuje jej od kilku do kilkunastu litrów…
– Wydaje nam się, że medycyna czy biotechnologia mogą czynić cuda. Istniejące substytuty krwi mogą pomagać tylko częściowo. Prawdziwej krwi nic nie zastąpi. Jeśli mamy do czynienia ze skomplikowanymi przypadkami i potrzeba kilku litrów krwi, to nawet trudno sobie wyobrazić, jak wielu ludzi dobrej woli jest potrzebnych, by ją oddać.
 
W Polsce zarejestrowanych jest ok. 2,8 mln honorowych krwiodawców, ale krew aktywnie oddaje tylko 25 proc. z nich…
– 2,8 mln krwiodawców to wcale nie jest mało. Trzeba tylko ciągle mówić o tym, jak wiele osób choruje i potrzebuje krwi. Jesteśmy społeczeństwem działającym akcyjnie. Gdy jest w miarę normalnie, nie odczuwamy wielkiego zagrożenia, a nikt nie przypomina nam o problemach, to zostajemy w domach. Chociaż trzeba podkreślić, że to się zmienia. Równolegle do krwiodawstwa podnosi się temat jeszcze bardziej skomplikowany, jakim jest oddawanie organów do przeszczepów.
 
Co jeszcze należałoby zmienić, może po stronie prawnej, by więcej osób zdecydowało się na zostanie krwiodawcą?
– Medycyna publiczna bywa trudno dostępna, dostęp do niej nie jest równy. Być może osoby oddające krew powinny być bardziej zauważane w systemie ochrony zdrowia, posiadać pewne przywileje. One może tego nie oczekują, ale może byłyby bardziej zmotywowane, gdyby mogły liczyć na szczególne traktowanie, gdyby otrzymywały coś więcej, niż tylko zwolnienie z pracy.
 
A może bariery leżą po stronie pracodawców, podobno są takie dni, w których niechętnie patrzą oni na krwiodawców, np. poniedziałki i piątki. Osoby oddające krew mogą obawiać się swoich przełożonych?
– Wiele zależy od sprawnej komunikacji. Jak pracodawca ma zaplanowaną pracę i z zespołu nagle wypadnie kilka osób, to mimo szczytnego celu, może to budzić jego frustrację. Dlatego dobrze byłoby, gdyby fakt oddania krwi nie był dla niego zaskoczeniem. To przecież można uzgodnić wcześniej. Oddawanie krwi nie może być tylko sprawą osobistą, ono ma znacznie szerszy wymiar. Są też tacy pracodawcy, którzy do tego zachęcają i potrafią planować akcje krwiodawstwa wraz z pracownikami.
 
Mamy problemy nie tylko ze zgromadzeniem wystarczającej ilości krwi, ale także leków krwiopochodnych. Polska jest jednym z niewielu dużych państw europejskich, które nie posiada własnej fabryki osocza i musi je kupować za granicą… 
– Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, ale mam nadzieję, że taka fabryka w Polsce powstanie. To są także nowoczesne technologie i miejsca pracy. Nie wiem, czy nas na to stać. Na to pytanie powinni odpowiedzieć politycy i inwestorzy. W moim odczuciu nie stać nas na to, by fabryki osocza w naszym kraju nie było.
 
Z Robertem Korzeniowskim, lekkoatletą, chodziarzem, czterokrotnym mistrzem olimpijskim, mistrzem świata i Europy oraz ambasadorem Fundacji Kropla Życia im. Agaty Mróz-Olszewskiej rozmawiała Agnieszka Konieczny
 

Dodaj komentarz