Solidar Śląsko Dąbrow

Krówki unijne

Po świętach tzw. służby prasowe polskiej prezydencji opublikowały liczby związane z półrocznym polskim przewodnictwem w Unii Europejskiej, które kosztowało polskiego podatnika 380 mln zł. Wymieniono m.in. tak wspaniałe sukcesy jak organizacja 452 spotkań w Polsce z udziałem 30 tysięcy delegatów z zagranicy. Co z tych spotkań wynikło, trudno powiedzieć, ale podano za to, że delegaci zjedli 230 kg „krówek” i wypili 200 tys. butelek wody. Nie podano, co było w tych „krówkach”, że tak delegatów „suszyło”. Nie sprecyzowano też, czy były to „krówki” kruche, czy moje ulubione „mordoklejki”. Obstawiam raczej kruche. Z zaklejonymi ustami trudno pleść androny o niesamowitym sukcesie polskiej prezydencji. Notabene handlowa nazwa „mordoklejek” brzmi ciągutki, co może budzić szereg skojarzeń na temat pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej.

Powrócę jednak do liczb podawanych przez tzw. służby prasowe. Otóż flota samochodowa prezydencji przejechała w sumie 793 tys. km, czyli prawie 20 razy okrążyła kulę ziemską. Ale byłbym niesprawiedliwy twierdząc, że polska prezydencja upłynęła na jeżdżeniu w kółko, jedzeniu „krówek” i popijaniu ich wodą. Poza tym na samą myśl o ciągnięciu tego wątku robi się niedobrze. Wracam do sukcesów. Podczas grudniowego szczytu UE w Brukseli ustalono, że Polska ze swojego budżetu wpłaci do Międzynarodowego Funduszu Walutowego 6 mld euro, aby ratować bogatsze kraje Europy.

Proponuję, aby wpłacić tę sumę w „krówkach”. Przynajmniej polscy producenci słodyczy będą coś z tego mieli. Nie mam żalu, że polska prezydencja nie zrobiła nic, aby choć spróbować doprowadzić do weryfikacji unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego, który za rok zacznie rujnować polską gospodarkę. Nie zarzucam polskiej prezydencji, że nie zrobiła nic dla polskiego gazu łupkowego. Nie spodziewałem się, że zrobi coś w obu tych sprawach. Byłoby to wbrew interesom Niemców, Francuzów i Rosjan. Ale że nie udało się załatwić, by każdy niemiecki pierwszoklasista obowiązkowo otrzymywał na koszt niemieckiego podatnika wielką tytę wypełnioną polskimi krówkami, to o to mam ogromny żal do pana premiera
i innych urzędników państwowych. Naprawdę ogromny żal.

Nie możemy tak każdego meczu z Niemcami przegrywać do zera. Ta tyta byłaby taką honorową bramką pozwalającą z podniesionym czołem zejść z boiska prezydencji. Co prawda, jak mawiają komentatorzy sportowi, wynik idzie w świat, ale tą jedną bramkę moglibyśmy przez dziesięciolecia przypominać i świętować tak, jak przypominamy i świętujemy zwycięski remis na Wembley w 1973 roku. Niestety. Przepadło. Możemy sobie co najwyżej bączka puścić dla poprawienia nastroju. Chodzi oczywiście o bączki-zabawki, które były wręczane członkom zagranicznych delegacji jako symbole polskiej prezydencji w UE. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamówiło 12 400 bączków, płacąc za nie 997 tysięcy złotych.

Ale to już koniec liczb i narzekania. Nie będzie też nic o Sylwestrze, balach i kacu (ten sześciopak wynegocjowany w czasie polskiej prezydencji w UE nie oznacza, że każdy dostanie po 6 piw 1 stycznia). Wejdźmy w 2012 rok z nadziejami, oczywiście z nadziejami na miarę naszych możliwości. To będzie rok z mistrzostwami Europy w rżnięciu w gałę i to w dodatku w naszym kraju. Może chociaż na tym poletku w pojedynku z europejskimi potęgami jakaś bardziej honorowa porażka niż prezydencja nam się trafi, może nawet jakiś remis.

Jeden z Drugą:)


Dodaj komentarz