Solidar Śląsko Dąbrow

Kraj pieszego pasażera

Kto oglądał Misia, a oglądali raczej wszyscy, ten doskonale pamięta dzień pieszego pasażera. A jako że duch Stanisława Barei wciąż przemyka tu i tam po wszystkich zakamarkach najjaśniejszej Rzeczpospolitej, to i dzień pieszego pasażera prędzej czy później powtórzyć się musiał.

W środę 15 sierpnia obchodziliśmy święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Dzień ten jest wolny od pracy więc autobusy i tramwaje w naszym regionie kursowały zgodnie z niedzielnym rozkładem – i słusznie, nic w tym dziwnego. Jednak choć w czwartek i piątek przypadające po święcie, są zupełnie zwykłymi dniami roboczymi władze KZK GOP postanowiły urządzić sobie i pasażerom długi weekend i niedzielnego rozkładu nie zmieniać do końca tygodnia. Że ludzie muszą jakoś dojechać do roboty? Że się wkurzą? Co z tego. Prędzej czy później o całej sprawie zapomną, a większość z nich i tak wyboru nie ma i z usług KZK GOP nadal korzystać będzie.

Sprawa załatwiona, martw się bracie o siebie. Skąd taka arogancja? A no przykład idzie z góry, a dziadostwo ze szczebla centralnego powoduje dziadostwo na szczeblu regionalnym i lokalnym.

W Szwecji, minister handlu Maria Borelius podała się do dymisji, gdy wyszło na jaw, że nie płaci abonamentu RTV. Inna pani minister w tym samym kraju została pozbawiona pełnionej funkcji, gdyż przez pomyłkę zapłaciła w sklepie 19 euro za perfumy służbową kartą.

Natomiast w kraju pieszego pasażera, gdy korupcyjna burza w koalicji rządzącej rozszalała się na dobre, premier Donald Tusk zamiast wyciągnąć wobec kogokolwiek konsekwencje schował się i do dzisiaj brutalnie mówiąc rżnie głupa. Kiedy wyszło na jaw, że także jego syn jest zatrudniony na państwowo-samorządowej ciepłej posadce, schował się jeszcze głębiej. Ukryty głęboko pod poziomem morza Donald czekał, aż z odsieczą przyjdzie mu jakiś temat zastępczy, dzięki któremu ludzie zapomną o nepotyzmie, tak jak zapomnieli o podniesieniu wieku emerytalnego, gdy zaczęło się Euro 2012. Niestety Igrzyska Olimpijskie w Londynie idealnie pasujące do tej roli skończyły się kompromitacją.

W końcu gdy okazało się, że polskie państwo przez swoją nieudolność pozwoliło oszustowi z Amber Gold wyłudzić od tysięcy ludzi oszczędności całego życia, a oszusta tegoż łączą niejasne interesy z Tuskiem juniorem, premier już dłużej chować się nie mógł.

Wyszedł ze swej dziupli, przemówił. I co? Poleciały głowy? Pół rządu do dymisji? Przedterminowe wybory? Nic z tych rzeczy. Premier powiedział, że ufa synowi, że Michał choć szczery i uczciwy nie zawsze postępuje ostrożnie oraz roztropnie, a także zapewnił, iż cała ta sprawa to dla jego latorośli ogromny dramat i bolesna życiowa lekcja. Zamiast poczucia odpowiedzialności, której należałoby oczekiwać od szefa rządu, Tusk zafundował nam łzawą historyjkę o ojcowskiej miłości, na dodatek opowiadając o 30-letnim facecie, jak o smarkaczu, który wybił sąsiadowi szybę kamieniem, ale to przecież tylko dziecko.

Ot taka świecka tradycja, ale już niestety niespecjalnie nowa.

Trzeci z czwartą:)
 

Dodaj komentarz