Solidar Śląsko Dąbrow

Kontrakt pod znakiem zapytania

Ministerstwo Skarbu sprawdzi opłacalność największego od lat kontraktu eksportowego polskiego przemysłu zbrojeniowego. Zgodnie z umową wartą blisko miliard zł Bumar Łabędy ma w ciągu trzech lat wyprodukować 204 pancerne wozy WZT-3  dla indyjskiej armii.

Według informacji, które pojawiły się w mediach w ubiegłym tygodniu, państwowy właściciel ma wątpliwości, czy indyjski kontrakt będzie opłacalny dla polskiego producenta. Gdyby ocena ministerstwa okazała się negatywna, konsekwencje podpisania niekorzystnej umowy poniesie nie tylko zarząd koncernu, ale także pracownicy Zakładów Mechanicznych Bumar Łabędy, gdzie WZT-3 miały być produkowane. 

– Kontrakt został podpisany i trzeba zrobić wszystko, aby go wykonać, bo jest on szansą na przetrwanie nie tylko dla naszego zakładu, ale dla całej polskiej zbrojeniówki. Natomiast, jeżeli w umowie są zawarte jakieś nieprawidłowości, to zarząd grupy Bumar powinien ponieść odpowiednie konsekwencje,  nie można blokować już podpisanego kontraktu i  przenosić konsekwencji błędnych decyzji na pozostałych pracowników, w tym przypadku na zakład w Łabędach.  Niewykonanie tego kontraktu byłoby kompromitacją państwa i polskiego przemysłu obronnego, nie mówiąc już o konsekwencjach społecznych – mówi Zdzisław Goliszewski, przewodniczący Solidarności w Zakładach Mechanicznych Bumar Łabędy.

Według nieoficjalnych informacji jednym z podstawowych zastrzeżeń do kontraktu podpisanego 17 stycznia z indyjską firmą BEML Limited jest zbyt krótki termin dostaw wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3. Umowa z indyjskim kontrahentem nie otrzymała jeszcze zatwierdzającej pieczęci Rady Nadzorczej Bumaru. – W zakładzie, który ma produkować te WZT-3, do dzisiaj nie wiemy, co my tak naprawdę będziemy robić. W Łabędach wszystko stoi. Nie ruszyły zamówienia, przyjęcia pracowników produkcyjnych  są zablokowane. Co więcej, w zakładzie cały czas trwa program dobrowolnych odejść. A od podpisania kontraktu minęły już prawie dwa miesiące – podkreśla Zdzisław Goliszewski.

Zdaniem przewodniczącego obecny bałagan jest wynikiem błędów popełnionych przy restrukturyzacji gliwickiego zakładu oraz fatalnego zarządzania spółką. – Prezes Nowak sam przyznaje, że w Łabędach brakuje dzisiaj wykwalifikowanych pracowników. Kiedy podczas restrukturyzacji alarmowaliśmy, że masowo redukuje się zatrudnienie nie patrząc na zachowanie mocy produkcyjnych zakładu, nikt nas nie słuchał. Problem w tym, że Warszawa przysyła do nas ludzi bez żadnego doświadczenia w tej branży, którzy kompletnie nie znają się na procesach produkcyjnych. Powołuje się jakieś 20-osobowe sztaby, komitety sterujące, a na zakładzie brakuje spawaczy fachowców do obróbki mechanicznej – mówi szef Solidarności w spółce.
 

Dodaj komentarz