Solidar Śląsko Dąbrow

Każde dziecko to wie

Mój syn niedawno oświadczył, że gdyby wygrał wybory na prezydenta naszego miasta, to przejście podziemne, z którego codziennie zmuszony jest korzystać w drodze do szkoły, zostałoby oczyszczone z całodobowych degustatorów napojów wyskokowych. I jeszcze byłoby wysprzątane. I pomalowane. No i oświetlone. Kazałby też częściej ścinać trawę na tym boisku koło parku, bo obecnie pokopać w piłkę najczęściej tam się nie da. A ostatnia jego zapowiedź wyborcza była taka, że zarządzi, aby w szkolnej stołówce częściej była pomidorowa i tak dobra, jak w domu.

Spodobał mi się ten program, choć obietnica wyborcza w sprawie pomidorowej zabrzmiała dość populistycznie i wydawała się być obliczona głównie na zyskanie poparcia wśród elektoratu z klas 1-3. Gdyby jednak przełożyć treść obietnic wyborczych mojego syna na język dorosłych, to on po prostu wskazał na zasadnicze zadania władz samorządowych szczebla podstawowego. To infrastruktura, bezpieczeństwo publiczne i szkolnictwo. Chłopina na tym świecie żyje dopiero od dwóch kadencji, nie skończył jeszcze trzeciej klasy podstawówki, a już wie, czym prezydent miasta powinien się zająć. Dziecko to wie, a wielu włodarzy miast i gmin – ludzi bądź co bądź dorosłych – nie wie. Prezydenci miast rządzący często dłużej niż dwie kadencje wciąż się nie nauczyli, co jest ich głównym obowiązkiem. A dziecko wie.

Co takiego dzieje się z człowiekiem, że zdobywając władzę w samorządzie, zapomina to, co najważniejsze. Sam wyrzuca z pamięci wiedzę o tym, kto i po co go wybrał? A może przyczyna jest zewnętrzna? Może to jakieś tajemnicze duchy i zaduchy gabinetów i sal w magistracie powodują tę epidemię amnezji? Może w urzędach miast i gmin zamieszkały ludziki, które robią włodarzom wodę z mózgu? I to najprawdopodobniej gazowaną.

Można by te przypuszczenia ciągnąć bez końca, jak nie przymierzając debatę przedwyborczą w sali kolumnowej przed sklepem nocnym, ale żarty na bok. Nie od dziś wiadomo, że wszelka władza grozi amnezją. Bywa, że to amnezja całkowita. Bywa, że to amnezja częściowa. Wtedy wybraniec lokalnej społeczności pamięta tylko o swoim osiedlu, a w najlepszym przypadku o swojej dzielnicy. Bywa, że pamięta o pomidorowej, ale najczęściej tylko dla siebie, dla rodziny i paru najlepszych kolegów. Często urząd gminy czy miasta traktuje jak urząd pracy dla wszystkich krewnych i bliskich. Co bardziej rozpasani idą w pełne partnerstwo publiczno-prywatne.

Tak bywa, ale czy tak musi być? Wielu uznało, że musi być i dlatego nie chodzą na wybory. A ja pójdę. Nawet jeśli miałbym się pomylić i zagłosować na kolejnego z Alzheimerem, to pójdę. Wezmę ze sobą syna, żeby zobaczył, że głosuję. I zrobię tak nie dlatego, że później zadręczałby mnie pytaniami: A czemu nie głosowałeś? A dlaczego nie warto? A czemu są wybory, skoro nic to nie zmienia? Pójdę, bo mam nadzieję, że nawet jeśli teraz niewiele się zmieni, to szanse na zmianę w przyszłości rosną. Za kolejne trzy kadencje mój syn będzie dorosły i wierzę, że jego pokolenie będzie pamiętać, że zasadniczym zadaniem prezydenta miasta jest dbanie o to, aby dziecko mogło bezpiecznie przejść z domu do szkoły, mieć gdzie pograć w piłkę, a w szkole czuć się jak w domu. A tych z amnezją z życia publicznego wyrzuci, bo to nie są ludzie chorzy, tylko po prostu oszuści. A gdybym ja teraz wybory jak większość olewał, to dziecko wzorem taty też w przyszłości wybory oleje. I jaką mu w ten sposób zapewnię przyszłość?

Jeden z Drugą:)

 

Dodaj komentarz