Solidar Śląsko Dąbrow

Jako państwo nie jesteśmy przygotowani na kolejne kryzysy

– Pandemia się skończyła, ale na jej efekty nałożyły się kolejne kryzysy. Mieliśmy lub nadal mamy kryzys energetyczny, inflacyjny, czy związany z wojną w Ukrainie. Od kilku lat funkcjonujemy w realiach, które można nazwać wielokryzysem – ocenia prof. Adam Mrozowicki, socjolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownikiem projektu naukowego „COV-WORK: Świadomość społeczno-ekonomiczna, doświadczenia pracy i strategie radzenia sobie Polaków w kontekście kryzysu postpandemicznego”.

W maju Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła oficjalnie koniec pandemii. Czy to oznacza, że w obszarze świata pracy wszystko wróciło do normy, czy jednak społeczno-gospodarcze skutki pandemii zostaną z nami na dłużej?
– Pandemia się skończyła, ale na jej efekty nałożyły się kolejne kryzysy. Mieliśmy lub nadal mamy kryzys energetyczny, inflacyjny, czy związany z wojną w Ukrainie. Od kilku lat funkcjonujemy w realiach, które można nazwać wielokryzysem. Na ocenę długofalowych skutków trzeba będzie jeszcze poczekać, ale niektóre zmiany już są widoczne. Pierwszy z brzegu przykład to chociażby normalizacja pracy zdalnej i hybrydowej. Nasze badania pokazały również m.in., że pandemia wywołała zmiany w świadomości pracowników, którzy byli na pierwszej linii walki z koronawirusem. Gdy porozmawialiśmy z pielęgniarkami, nauczycielami, z pracownikami DPS-ów, okazało się, że oni mają silne poczucie niesprawiedliwości. Byli w pandemii bardzo potrzebni, a teraz niekoniecznie są odpowiednio docenieni, zarówno pod względem symbolicznym, jak i materialnym.

Politycy chętnie chwalili się, że państwo poradziło sobie z pandemią, natomiast w wielu obszarach była to zasługa głównie lub wyłącznie pracowników. System bardziej pomagał, czy przeszkadzał?
– Ten element samoorganizacji pracowników miał kluczowe znaczenie, zwłaszcza w sektorze usług publicznych. Bardzo często struktura zarządzania ukształtowana w czasach przed pandemią, w momencie wprowadzenia pierwszych lockdownów kompletnie się posypała. Np. nauczyciele musieli sami wymyślić sobie, jak zorganizować zajęcia online. Gdy DPS był zamykany z powodu kwarantanny, pracownicy zostawali na miejscu i musieli wykonać zadania, z którymi wcześniej w ogóle nie mieli do czynienia, aby placówka mogła jakoś funkcjonować. Bez zaangażowania pracowników nie mielibyśmy edukacji zdalnej, funkcjonujących DPS-ów czy oddziałów covidowych w szpitalach. Bardzo często było tak, że pracownicy musieli sami podejmować decyzje, bo jednoznacznych instrukcji płynących z góry nie było.

Czyli uratowało nas to, że Polacy są mistrzami prowizorki i najlepiej wychodzą nam zrywy. Natomiast „normalne”, systemowe działanie wygląda już znacznie gorzej. Czy jako państwo wyciągnęliśmy przynajmniej jakieś wnioski?
– Blisko 2/3 osób, które przebadaliśmy, uważa, że jako państwo nie jesteśmy przygotowani na kolejne kryzysy zdrowia publicznego. Kolejne kryzysy przyniosły analogiczną sytuację. Np. w szkołach sytuacja z pandemii w sposób analogiczny powtórzyła się, gdy pojawili się w nich mali uchodźcy z Ukrainy. Nauczyciel po raz kolejny znalazł się w sytuacji kryzysowej. Dostał bardzo różnorodną klasę, w której część uczniów nie zna języka polskiego i to znowu właśnie nauczyciel wspólnie z dyrektorem szkoły musiał sam wymyślić, w jaki sposób sobie z tym poradzić. Wciąż nie wypracowaliśmy modelu instytucjonalnego zarządzania kryzysami w systemie usług publicznych.

Od czego należałoby zacząć tę pracę?
– Potrzebujemy poważnej publicznej i politycznej dyskusji na temat tego, w jaki sposób wzmocnić usługi publiczne. Koniecznie powinny wziąć w niej udział również związki zawodowe. Pandemia pokazała, że te usługi nie będą działać, jeśli w zbyt dużej mierze powierzymy je instytucjom i firmom prywatnym. Prywatyzacja nie jest tu żadnym lekarstwem, choć przez wiele lat funkcjonował taki pogląd. Niezależnie od tego, która ekipa była u władzy, usługi publiczne w Polsce były niedowartościowane, szczególnie pod względem jakości miejsc pracy, w tym wynagrodzeń. Zakładano, że w razie czego pracownicy jakoś sobie poradzą. Pandemia pokazała, że rzeczywiście dali rade, tylko jakim kosztem?

A jak pandemia wpłynęła na postrzeganie roli związków zawodowych?
– Poparcie dla stwierdzenia, że związki zawodowe powinny mieć duży wpływ na gospodarkę wzrosło z ponad 33 proc. pracujących w 2021 roku do 41 proc. w roku 2023. Co ciekawe, największy wzrost poparcia dla takiej zasady zaobserwowano wśród pracowników nieuzwiązkowionych. Najwyraźniej istnieje deficyt reprezentacji pracowniczej, a sytuacja kryzysu uświadomiła części pracowników potrzebę interwencji organizacji pracowniczych w procesy gospodarcze. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że wpływu związków zawodowych na gospodarkę oczekiwali w 2023 r. częściej (64 proc.) pracownicy uzwiązkowieni w porównaniu z nieuzwiązkowionymi (39 proc.), co świadczy o stosunkowo dobrym wizerunku związków wśród swoich członków.

Do podobnych wniosków prowadzą przeprowadzone wywiady z pracownikami w uzwiązkowionych zakładach pracy. Wskazywali oni np., że związki dbały o to, aby dodatki covidowe były dzielone sprawiedliwie i pilnowały propracowniczych rozwiązań w trakcie pandemii, m.in. w ramach porozumień z pracodawcami wynikających z tarcz antykryzysowych. Jednak nie brakowało też ocen bardzo krytycznych, gdzie pracownicy mówili, że po wybuchu pandemii związkowcy zniknęli, przeszli na prace zdalną i pozostawili pracowników samym sobie.

Pandemia była też sprawdzianem instytucji dialogu społecznego na poziomie centralnym. Jak one sobie poradziły?
– Zaufanie do Rady Dialogu Społecznego spadło. Tu jednak sytuacja również jest skomplikowana. Na początku warunki były nadzwyczajne i trudno było prowadzić normalny dialog. Jednak z czasem, gdy sytuacja się uspokoiła, ten dialog nadal był mocno ograniczony. Rządowe tarcze finansowe w ogóle nie przeszły przez RDS. Dialog dotyczący tarcz antykryzysowych polegał bardziej na informowaniu partnerów społecznych, często na krótko przed ich uchwaleniem, niż na konsultowaniu czy negocjacjach. W innych krajach, na przykład w Belgii, czy państwach skandynawskich, mamy przykłady, że dialog trójstronny i porozumienia branżowe w warunkach pandemii funkcjonowały, a więc u nas również mogło to wyglądać znacznie lepiej.

Druga kwestia, która budziła kontrowersje to dwustronny dialog między „Solidarnością” i rządem. Z jednej strony trzeba przyznać, że „Solidarności” udało się zrealizować bardzo konkretne postulaty. Jednak z drugiej strony należy zadać pytanie, co będzie się działo teraz, gdy rząd najprawdopodobniej się zmieni? Czy uda się odbudować zaufanie innych partnerów w ramach instytucji dialogu społecznego? Moim zdaniem instytucji trójstronnych trzeba bronić, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Bez silnych instytucji strona pracownicza zawsze będzie zakładnikiem polityki.

Rozmawiał: Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: Dział ds. Komunikacji Uniwersytet Wrocławski