Solidar Śląsko Dąbrow

Jak rząd walczy z otyłością wśród dzieci

Herbata i kawa zbożowa bez cukru, zupa i drugie danie bez soli – tak od 1 września wygląda menu na szkolnych stołówkach. Dzieci rezygnują z obiadów, albo za zgodą rodziców potajemnie je dosalają. Rząd podobno chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle.

Pani Maria, intendentka w jednej z rybnickich podstawówek jest załamana. – Dzieci zaczęły się wypisywać z obiadów, albo oddają pełne talerze. A są przecież tacy uczniowie, którzy spędzają na świetlicy wiele godzin i w tym czasie powinni zjeść przynajmniej jeden ciepły posiłek – mówi kobieta. Nie dziwi się, że obiady dzieciom nie smakują, trudno żeby smakowały, skoro rosół i ziemniaki są niedosolone, a kompot gorzko-kwaśny.

Zmiany w szkolnym menu wymusiło rozporządzenie resortu zdrowia dotyczące żywienia w szkołach wydane do znowelizowanej ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Nowe przepisy weszły w życie wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Zgodnie z nimi na szkolnych stołówkach mają być podawane dania pełnowartościowe i urozmaicone, z minimalną ilością soli. Potrawy smażone dopuszczone są tylko raz w tygodniu. W posiłkach muszą się znaleźć warzywa lub owoce, produkty zbożowe lub ziemniaki, mleko bądź produkty mleczne, mięso, ryby, jaja, a nawet orzechy. Do napojów takich jak kawa zbożowa, herbata i kompot nie można dodawać cukru.

Szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska tłumaczy, że celem zmian jest walka z otyłością wśród dzieci i młodzieży. Jednak pracownicy szkolnych stołówek, którzy problemu otyłości absolutnie nie bagatelizują, są przekonani, że rozporządzenie przyniesie więcej szkody niż pożytku.

Nawet piekarnika nie mamy
Większość szkolnych stołówek do tej pory świetnie dawała sobie radę, a serwowane przez nie posiłki były nie tylko tanie, ale i smaczne. – Mieliśmy owoce, surówki, jabłka, warzywa gotowane na parze i gotowane mięso. Nigdy nie korzystałyśmy z półproduktów, nawet nie mamy piekarnika i frytkownicy – mówi pani Maria. Podkreśla, że to właśnie na szkolnej stołówce część dzieci miała możliwość zjedzenia jedynego naprawdę zdrowego posiłku w ciągu dnia. – Rodzice często nie mają czasu, są zapracowani i zmęczeni, zamiast gotować, wolą zamówić pizzę albo dać dziecku pieniądze na hamburgera – dodaje.

Skorzystają prywatne firmy
Daniel Mizera, przewodniczący oświatowej Solidarności w Chorzowie podkreśla, że ceny szkolnych obiadów pójdą w górę. Tych, które obowiązywały do tej pory, żadna stołówka nie będzie w stanie utrzymać. – Dzieci nie będą jadły drogich i niesmacznych obiadów, a to doprowadzi do likwidacji stołówek w szkołach – mówi Daniel Mizera. Jest przekonany, że na zmianie przepisów skorzystają właściciele lokali gastronomicznych. – Połowa obiadów dla uczniów jest finansowana przez ośrodki pomocy społecznej. Jeśli ze szkół znikną stołówki, to te pieniądze trafią do właścicieli lokali gastronomicznych, którym MOPS zleci dożywianie dzieci z najuboższych urodzin, a w tych lokalach przepisy ministerstwa już nie obowiązują – podkreśla przewodniczący.

Kiermasz bez ciasta?
Rozporządzenie resortu obowiązuje we wszystkich placówkach edukacyjnych, z wyjątkiem szkół dla dorosłych. Ustawodawca nie przewidział żadnego okresu przejściowego, nowe przepisy już weszły w życie, a to, w jaki sposób szkoły się do nich dostosowały, będzie sprawdzał sanepid. Podczas kontroli inspekcja sanitarna może nałożyć karę finansową wynoszącą nawet 5 tys. zł.

Treść rozporządzenie studiują nie tylko kucharki i intendentki. Twardy orzech do zgryzienia mają też rady rodziców, które najprawdopodobniej będą musiały zrezygnować ze sprzedawania ciast na szkolnych kiermaszach. – Takie kiermasze organizowaliśmy raz w miesiącu, a dochód z nich zasilał konto rady rodziców. Teraz żaden rodzic nie podejmie się upieczenia ciasta, bo dostosowanie się do wytycznych pani minister, jest niewykonalne, jeśli chodzi o zawartość tłuszczu i cukru w 100 gramach wypieku. W ten sposób szkoły zostaną pozbawione możliwości zdobycia jakichkolwiek dodatkowych środków, a wszyscy wiemy, że pieniędzy brakuje nawet na podstawowe rzeczy – mówi matka jednego z uczniów.

Zamiast w szkole, przy szkole
Rozporządzenie dotyczy również szkolnych sklepików, z których od września zniknęła niezdrowa żywność: chipsy, fast foody, niektóre ciastka i napoje energetyzujące. – Dobrze, że w szkole nie ma już chipsów, ale dzieci kupują je w drodze do szkoły. W sklepach znajdujących się w pobliżu szkół, w których do tej pory nie było takich produktów, teraz zaczęły się one pojawiać – podkreśla Hanna Grzelec, szefowa oświatowej Solidarności w Rybniku.

Jej zdaniem walkę z otyłością należałoby zacząć od edukacji na tematy żywienia skierowanej zarówno do uczniów, jak i ich rodziców, a nie od zamykania sklepików i wprowadzania absurdalnych przepisów dotyczących obiadów na szkolnych stołówkach.

Agnieszka Konieczny
źródło foto: pixabay.com/Ben_Kerckx

 

Dodaj komentarz