Jak rząd może przejśc do historii
Wiosna się rozpoczęła. We wtorek 20 marca zawitała do nas wiosna astronomiczna. 21 marca to początek wiosny kalendarzowej. Mniejsze dzieci idą topić Marzannę, starsze dzieci bawią się w co innego. Poza tym pierwiosnki, przebiśniegi, krokusy, zawilce, kaczeńce, no i jeszcze bazie. Żyć się chce. Spacerek, rowerek, pod krzakiem kucnął ratlerek. Żeby jeszcze te psie kupy chciały się rozpuścić jak śnieg, zniknąć z trawników… Czasami wydaje się, że problem nadmiernej obecności w publicznej przestrzeni twardych i miękkich dowodów psiej defekacji jest takim samym problemem jak w Peerelu kwestia chronicznego niedoboru papieru toaletowego czy sznurka do snopowiązałek. Problemem nierozwiązywalnym, problemem, który może załatwić wyłącznie gruntowana przemiana systemu polityczno-gospodarczego w Polsce.
Jako że to sprawa polityczna, postuluję, żeby zajął się nią rząd. I to już na najbliższym posiedzeniu. Gdyby rząd Donalda Tuska rozwiązał problem psich kup na trawnikach i chodnikach, to przeszedłby do historii. Jego śmiała reforma zamknęłaby opozycji usta. Podjąć takie wyzwanie i mu sprostać! Przez potomnych stąpających po nieusranych chodnikach i trawnikach byliby czczeni jako autorzy prawdziwej transformacji społeczno-ustrojowej. Stawiam tezę, że rozwiązanie problemu psich kup w przestrzeni publicznej byłoby fundamentem błyskawicznego rozwiązania chronicznych problemów finansów publicznych naszego państwa (Tak, tak. Naszego. Nie tylko waszego). Jestem przekonany też, że skutkiem tej reformy byłby trwały, wieloletni wzrost PKB, wzrost poziomu życia obywatelek i obywateli, a także trwałe odwrócenie niekorzystnych trendów demograficznych w naszym kraju. I to nie dlatego, że miejsce załatwiania przez psy ich potrzeb fizjologicznych ma tak gigantyczny wpływ na polską gospodarkę i postawy prokreacyjne Polaków. Jakkolwiekby to nie zabrzmiało, rząd, który sobie poradzi z tym problemem, ze wszystkim sobie poradzi. Rządowi, który podejmie walkę z przytłaczającym nadmiarem chamstwa, nieuctwa, głupoty, sobiepaństwa, dziadostwa (…. resztę muszę wykropkować, bo mnie emocje poniosły), których to cech psiekupstwo jest syntetycznym wyrazem, pomnik postawią potomni.
Ale to nie będzie ten rząd. Ta ekipa zajmuje się grami i gierkami. Kiwaniem nie tylko swoich antagonistów, ale też wyborców. Skandal z tzw. reformą emerytalną to przykład najbardziej wyrazisty. W czerwcu 2011 roku, na krótko przed wyborami minister finansów Rostowski mówił, że „proste podwyższenie wieku emerytalnego jest w pewnym sensie pójściem na skróty i załatwieniem sprawy przy użyciu topora a nie skalpela”. Z kolei premier Tusk trzy miesiące wcześniej mydlił oczy wyborcom mówiąc: „Nie wierzę, żeby wszyscy ludzie zbliżający się do siedemdziesięciu lat mogli pracować w swoich zawodach z taką wydajnością, jak robili to wcześniej. Trzeba znaleźć rozwiązanie elastyczne, miękkie, przede wszystkim dobre dla ludzi”. I co? I ciach toporem. Wszyscy zasuwać do 67 roku życia. Bo co „rynki” powiedzą?
Rano wdepnąłem na chodniku w elastyczną i miękką psią kupę. I też się przez pewien czas zastanawiałem, co rynki na to powiedzą? Ale w końcu stwierdziłem, że mam rating tam, gdzie pies miał to, w co wdepnąłem. Wróciłem do domu i umyłem buty. Choć z punktu widzenia „rynków” powinienem te buty wyrzucić do kosza i kupić nowe. Od jednego z wiodących europejskich producentów. I najlepiej na kredyt. Od jednego z wiodących europejskich banków.
Jeden z Drugą:)