Solidar Śląsko Dąbrow

Jaja klimatyczno-ekologiczne

Pojechał Michał pod Częstochowę,
Tam kupił buty siedmiomilowe.
Co stąpnie nogą – siedem mil trzaśnie,
Bo Michał takie buty miał właśnie.

Nie wiem, gdzie kupuje buty unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard, ani czy czytała wierszyk Jana Brzechwy, ale analogii w jej postępowaniu z owym wierszykiem nie sposób nie dostrzec. Pani komisarz w trosce o klimat, zwłaszcza ten w najbogatszych krajach starej Unii, forsuje w Brukseli procedurę tzw. „kroków milowych” na drodze do redukcji CO2 w UE do 2050 roku. W 2030 r. UE miałaby zredukować emisje o 40 proc., w 2040 r. – o 60 proc., a w 2050 r. – o 80 proc.

Ten, kto pamięta następne zwrotki wierszyka o siedmiomilowych butach, wie, że owe buty choć wydawały się być pożytecznym, ułatwiającym życie gadżetem, to w rzeczywistości ich używanie nie miało najmniejszego sensu. Podobnie jest z „milowymi krokami” pani komisarz i z całą unijną polityką klimatyczną. Na pierwszy rzut oka, co może być bardziej godnego pochwały niż troska o przyrodę i walka o lepsze jutro dla przyszłych pokoleń – bo właśnie w takim opakowaniu sprzedaje się nam redukcyjne pomysły UE. Jednak, gdy spojrzeć głębiej okazuje się że „milowe kroki” prowadzą donikąd, bo najwięksi emitenci CO2 traktują je równie poważnie jak bajki Brzechwy i emitują w najlepsze, a tak naprawdę samej UE nie chodzi o żaden klimat, ale o francuski atom i niemieckie wiatraki. W piątek, po wielogodzinnych rozmowach ministrów środowiska wspólnoty, Polska zawetowała bajkowe plany pani komisarz, za co w sumie chwała panu ministrowi Korolcowi. Choć prawda jest taka, że gdyby Solidarność od prawie dwóch lat nie alarmowała o tym, co oznacza dla polskiej gospodarki unijna polityka klimatyczna, to nasz rząd „po wielkiemu cichu” zgodziłby się z panią komisarz.

„Po wielkiemu cichu” dzieją się w naszym kraju różne rzeczy, różne pomysły usiłuje się przepchnąć. Właśnie po cichu zdrożały jaja. To efekt uboczny działań na rzecz poprawy karygodnych warunków, w jakich pracują kury nioski. O tym akurat było przez jakiś czas głośno. Zgodnie z nowymi dyrektywami UE kury muszą być bowiem trzymane w znacznie większych, niż do tej pory klatkach: ich wysokość nie może być mniejsza niż 35 centymetrów, a na każdą z lokatorek musi przypadać minimum 750 centymetrów kwadratowych powierzchni (zamiast dotychczasowych 550 cm kw., a w przedunijnych czasach 350 cm kw.). Trzeba też zainstalować w nich specjalne poidła, grzędy i urządzenia do ścierania pazurów. Że jajka przez to już podrożały dwukrotnie w ciągu miesiąca? Cóż, nie ma nic za darmo. Jeżeli chcemy, żeby kury mogły wreszcie produkować jajka w znośnych warunkach, musimy zacisnąć zęby i płacić. Żeby jeszcze te jaja lepiej smakowały, ale tak nie jest.

Na koniec wróćmy do klimatycznych pomysłów pani komisarz, bo choć Polska zawetowała „milowe kroki”, czyli perspektywę redukcji emisji CO2 do 2050 roku, to wcześniejszy pakiet klimatyczny, który zacznie obowiązywać już w przyszłym roku podpisaliśmy, za co wszyscy zapłacimy nieporównywalnie więcej, niż za kurzy pedicure. Nie wiem, co polski rząd zamierza z tym zrobić, ale Michał z wierszyka Brzechwy poradził sobie tak:

Usiadł i spojrzał ogromnie struty
Na swoje siedmiomiliowe buty,
Zdjął je ze złością, do wody wrzucił
I na bosaka do domu wrócił.

Trzeci z Czwartą:)
 

Dodaj komentarz