Solidar Śląsko Dąbrow

IPN to instytucja otwarta

W lutym 1982 roku, tuż po Pana 17. urodzinach, został Pan najmłodszym internowanym w Polsce. Wtedy pewnie nie przyszłoby Panu na myśl, że po latach będzie kierować instytucją, która ściga komunistyczne zbrodnie.
– Wtedy to byłaby moja ostatnia myśl. Wiedziałem tylko, że będę musiał zweryfikować kilka życiowych planów m.in. ukończenie liceum i studiów. A poza tym był zwyczajny strach.

Jakie przestępstwa przeciwko PRL-owi Pan popełnił, że komuniści zdecydowali o zamknięciu w więzieniu ucznia II klasy liceum?
– Nie postawiono mi żadnych zarzutów, ale próbowano dowieść, że należałem do nielegalnej organizacji Ruch Młodzieży Niepodległej i kolportowałem ulotki podziemnej Solidarności. Podczas przesłuchań do niczego się nie przyznawałem, bo wtedy na pewno zostałbym skazany. Faktycznie od końca stycznia do końca lutego 1982 roku m.in. kolportowaliśmy ulotki. Sprawa się wydała i esbecy zatrzymali nas w liceum im. Jana Smolenia w Bytomiu. Na blisko miesiąc zostałem internowany.

Jak Pan był traktowany?
– W areszcie śledczym przy ul. Lompy w Katowicach oraz w więzieniu w Zabrzu Zaborzu nie doświadczyłem żadnej krzywdy. Przez współwięźniów, również kryminalnych, byłem traktowany życzliwie. Z kolei internowani w Zaborzu wręcz się mną zaopiekowali. Wspominam zwłaszcza pana Michała Lutego, działacza Solidarności i późniejszego wiceprezydenta Katowic. Powiedział: jesteś uczniem, tu są nauczyciele, więc będziesz miał lekcje. Przypominał mi też, żebym na spacer wychodził w kurtce z tarczą szkolną na rękawie, żeby wszyscy widzieli, kogo zamknęli.

W internowaniu zyskał Pan nową świadomość?
– Na pewno przyśpieszone dojrzewanie i pozbycie się złudzeń, co do natury systemu komunistycznego. Wcześniej spierałem się z kolegami o to, czy Solidarność ma rację, czy nie. Byłem skłonny dystansować się od jej niektórych pomysłów. Po internowaniu nie miałem już tych wątpliwości.

Po wyjściu na wolność wrócił Pan do szkoły?
– Wróciłem. Nauczyciele poszli mi na rękę, mogłem zaliczać zaległy materiał. Po maturze chciałem studiować na Uniwersytecie Śląskim. Od któregoś z nauczycieli usłyszałem: daremny trud. Przemyślałem to i w efekcie zawiozłem papiery na Wydział Nauk Humanistycznych na KUL. Tam skończyłem historię i spotkałem autsajderów, z podobną przeszłością, jak ja.

W jaki sposób 13 lat temu trafił Pan do Oddziału IPN w Katowicach?
– Wcześniej byłem nauczycielem w liceum w Tarnowskich Górach. Potem tworzyłem Wydział Edukacji w tamtejszym starostwie. Jedna z moich koleżanek, dr Kornelia Banaś, kilka miesięcy wcześniej przeszła do pracy w IPN. Po jakimś czasie zatelefonowała z pytaniem, czy może byłbym zainteresowany ciekawą pracą dla historyka w IPN. Decyzja nie była łatwa, ale pokusa wielka, więc jej uległem.

Będąc szefem Referatu Edukacji Historycznej w IPN dał się Pan poznać jako świetny nauczyciel, wykładający historię w niekonwencjonalny sposób. W takim wydaniu uczniowie efektywniej ją przyswajają?
– Często powtarzam, że nie ma tematów nudnych, są tylko źle opowiedziane. Stąd właśnie bierze się otwartość całego IPN na różnorodne, innowacyjne formy edukacji. Wielu ludzi wciąż jeszcze kojarzy tę instytucję tylko z teczkami i archiwum. Tymczasem my wydajemy książki, organizujemy wystawy, od lat edukujemy uczniów, m.in. podczas debat oksfordzkich, rajdów turystyczno-historycznych, gier miejskich i terenowych czy lekcji historii w miejscach historycznych wydarzeń.

Od 6 października kieruje Pan tą dobrze sobie znaną instytucją, świetnie zna swoich podwładnych. To dla Pana pewnie dość komfortowa sytuacja…
– Rzeczywiście znam mechanizmy działalności IPN i zadania, które przed nim stoją. A przede wszystkim przyszło mi kierować bardzo dobrym zespołem pracowników. Z ich doświadczeń i pomocy korzystałem przez 13 lat.

Czy to właśnie dlatego po objęciu swojej funkcji zapowiedział Pan, że w katowickim IPN nie będzie rewolucji?
– Brak rewolucji rozumiem jako otwartość na kolejne inspiracje. Dotyczy to także współpracy z naszymi partnerami – szkołami, instytucjami kultury i samorządami.

Od lat takim partnerem jest NSZZ Solidarność. Jak Pan postrzega dalsze wspólne działania?
– Razem zrealizowaliśmy tak wiele przedsięwzięć, że nie sposób ich policzyć. O wyjątkowości Solidarności stanowi jej historia, wciąż przez nas badana. To jeden z bardzo ważnych obszarów naszej działalności. M.in. liczę na to, że wiedzę o tej historii wspólnie będziemy przekazywać młodym ludziom, a także związkowcom. Bo obok bieżącej działalności oni muszą mieć świadomość swoich korzeni. Z nich powinni czerpać.

Z Andrzejem Sznajderem, dyrektorem Oddziału IPN w Katowicach rozmawiała Beata Gajdziszewska

Dodaj komentarz