Solidar Śląsko Dąbrow

Idziemy drogą donikąd

Nie jesteśmy takimi idiotami, jakich próbują z nas zrobić. Nie, nie chodzi mi o wybory, tutaj akurat wszystko poszło zgodnie z planem. W wyborczą niedzielę, w Krakowie odbyło się inne ważne głosowanie. Mieszkańcy stolicy Małopolski decydowali, czy w ich mieście ma zostać zorganizowana zimowa olimpiada. Zdecydowaną większością głosów krakowianie pokazali gest Kozakiewicza zarówno władzom samorządowym, które chciały z ich kieszeni wyciągnąć setki milionów zł na igrzyska, jak i władzom centralnym, które na ten cel zamierzały przeznaczyć co najmniej kilkanaście miliardów zł z naszych podatków. Mieszkańcy Krakowa nie dali się już nabrać na żadne skoki cywilizacyjne, które kończą się wielkim skokiem na publiczną kasę. Frekwencja w referendum była o 10 proc. wyższa, niż w przypadku wyborów do PE, mimo iż oba głosowania odbyły się w ten sam dzień. To pokazuje, że ludzie gremialnie olali eurowybory, wcale nie dlatego, że nie chciało im się ruszyć tyłka. Powód jest zupełnie inny.

Ja nie mieszkam w Krakowie, więc nie mogłem głosować w referendum. Zostały mi tylko wybory do europarlamentu. Poszedłem. Podpisałem się na liście, chyba jako jedyny z całej mojej klatki w bloku. Dostałem kartę do głosowania. A na karcie do wyboru: obrońca śląskiego węgla, któremu najlepiej wychodzi zamykanie kopalń oraz facet, który kilka miesięcy temu zapewniał mnie, że chce mnie reprezentować w Senacie, jednak dzisiaj mądrość etapu i kurs euro każą mu wyrzucić do kosza senatorski mandat i zaufanie wyborców. Oprócz tego dziadek, który kiedyś robił filmy, a dzisiaj robi wiochę i facet, który zrobi to z każdym byle w Brukseli lub Strasburgu oraz paru innych delikwentów ułożonych skrupulatnie w rządku w zaciszu gabinetów partyjnych wodzów.

Po co oni wszyscy tam jadą? Po kasę, to jasne jak słońce. Ale kasa będzie dla nich, a nie dla mnie. Jaką ja będę miał korzyść z tego, że na nich zagłosuję? Nikt nie zechciał mi tego wytłumaczyć, bez względu na to, czy kieruje się tzw. misją, czy wpływami z reklam. Wiem, że to wszystko banały, które wielokrotnie już słyszeliście. Mimo to jednak nadal, po każdych wyborach rozpoczyna się ogólnopolski rytuał biadolenia nad niską frekwencją. Nie ma nad czym deliberować. Prawda jest brutalnie prosta. Frekwencja będzie niska i coraz niższa dopóty, dopóki tzw. klasa polityczna będzie się z obywatelami bawić w demokrację, wystawiając w kolejnych wyborach te same, wielokrotnie skompromitowane już gęby. Nie podobają ci się? Możesz się zbuntować, ale w sposób kontrolowany i precyzyjnie zaplanowany. Dzisiaj ten koncesjonowany bunt ma twarz Korwina, wcześniej miał gębę Palikota, a jeszcze wcześniej Andrzeja Leppera.

Racją bytu polityków jest to, żeby ta zabawa w demokrację trwała nadal. 20 proc. łatwiej ogłupić, przekupić lub zmanipulować niż np. 60 proc., a liczba głosów oddanych na eurodeputowanego, posła czy senatora nie wpływa na wysokość jego uposażenia. Dla niego nie ma znaczenia, czy dostał mandat dzięki poparciu tysiąca, czy miliona osób.

Zmienić możemy to my. Sposoby są różne. JOW-y, referenda, zmiany w finansowaniu partii i wiele, wiele innych. Nie wiem, która droga jest właściwa. Nie jestem politykiem, nie znam się na wszystkim. Wiem za to, że dzisiaj idziemy drogą donikąd. Bez względu na to, czy głosy będą liczone do dwunastej w południe, czy do drugiej w nocy.

Trzeci z Czwartą;)

 

Dodaj komentarz