Histeria sprzedaje się lepiej niż rozsądek
Po publikacji kolejnego raportu IPCC na temat zmian klimatu światowe media tradycyjnie ogłosiły, że ludzkość czeka rychła zagłada. Ten rytuał powtarza się co kilka lat . Czy treść raportu uzasadnia medialną histerię? Na to pytanie odpowiada prof. Bjorn Lomborg w artykule opublikowanym na łamach New York Post.
W poniedziałek 9 sierpnia działający przy Organizacji Narodów Zjednoczonych Międzynarodowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) opublikował swój szósty raport. Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres nazwał opracowanie „czerwonym alertem dla ludzkości” i stwierdził, że to ostatni moment, aby podjąć radykalne działania mające uchronić naszą planetę od katastrofy.
Apokalipsa na raty
Każdego, kto nieco wnikliwiej prześledził narrację ONZ dotyczącą zmian klimatu, wystąpienie Guterresa mogło przyprawić o uczucie „deja vu”. Straszenie apokalipsą, która czyha tuż za rogiem i już za momencik zmiecie ludzkość z powierzchni Ziemi ma niemal 50-letnią historię. Już w 1972 roku Maurice Strong pierwszy dyrektor Programu Środowiskowego ONZ (UNEP) alarmował, że „Mamy 10 lat na zatrzymanie katastrofy”. Dekadę później następca Stronga Mostafa Tolba grzmiał na łamach New York Timesa, że jeżeli świat nie zmieni swojej polityki wobec klimatu do 2000 roku, to „staniemy w obliczu ekologicznej katastrofy nieodwracalnej niczym nuklearny holokaust”. Z kolei w 2007 roku Rajendra Pachauri, szef IPCC również w NYT stwierdził, że „jeśli działania (na rzecz walki ze zmianami klimatu – przyp. ŁK) nie zostaną podjęte przed 2012 rokiem, potem będzie już za późno”. Przykładów tego ciągłego przesuwania w czasie końca świata jest znacznie, znacznie więcej.
Zdrowy rozsądek podpowiada, że każdy kolejny klimatyczny alarm ONZ powinien być traktowany z coraz większym przymrużeniem oka i szerszym uśmiechem. W rzeczywistości jest odwrotnie, a zdrowy rozsądek staje się zupełnie bezradny wobec rosnącej histerii mediów i polityków. Tym bardziej, że owej paniki nie uzasadniają nawet same raporty IPCC.
Problem to jeszcze nie katastrofa?
Fakt ten podkreśla m.in. prof. Bjorn Lomborg, jeden z najwybitniejszych naukowców zajmujących się ekonomicznym aspektem zmian klimatu. W artykule opublikowanym na łamach New York Post naukowiec zaznacza, że w odróżnieniu od apokaliptycznej narracji komentatorów, sam raport IPCC jest w gruncie rzeczy rozsądny i wyważony. Opracowanie potwierdza, że klimat się zmienia i że stanowi to problem. Jednakże opis zmiany klimatu oraz jej potencjalnych skutków diametralnie różni się od alarmizmu dominującego w przekazie medialnym.
Różnicę tę Lomborg obrazuje m.in. zestawiając medialny przekaz dotyczący niedawnych powodzi w Niemczech z tym, co o powodziach i ich związku ze zmianami klimatu napisano w raporcie IPCC. Media, opisując lipcowe powodzie u naszych zachodnich sąsiadów, przedstawiały jako fakt niepodlegający dyskusji, że ich przyczyną są zmiany klimatu spowodowane działalnością człowieka. Powyższej tezie zwykle towarzyszyła przestroga, że jeśli nie ograniczymy emisji CO2 powodzie będą coraz częstsze i bardziej dotkliwe. Z kolei – jak wskazuje duński naukowiec – w raporcie IPCC wprost napisano, że występuje „niski poziom przekonania” („low confidence”) co do wpływu człowieka na zmiany w dużych przepływach rzek w skali globalnej oraz na częstotliwość i natężenie powodzi.
Ocieplenie ratuje życie
Lomborg obnaża również manipulację alarmistów klimatycznych polegającą na wyciąganiu z raportu IPCC cząstkowych informacji, które pasują do katastroficznej narracji oraz ignorowaniu danych, które ją podważają. Oto przykład: IPCC w swoim raporcie potwierdza, że zmiany klimatu powodują coraz częstsze występowanie fal upałów. Jednocześnie jednak w tym samym opracowaniu wskazano, że ocieplenie klimatu wpływa na coraz rzadsze występowanie fal ekstremalnego mrozu. – Ma to znaczenie, ponieważ na całym świecie o wiele więcej ludzi umiera z zimna niż z gorąca – pisze prof. Bjorn Lomborg. – Wzrost temperatur w ciągu ostatnich dwóch dekad spowodował 116 tys. zgonów rocznie w wyniku upałów. To oczywiście pasuje do narracji i dlatego jest ciągle powtarzane. Okazuje się jednak, że w związku z ograniczeniem fali mrozów w wyniku globalnego ocieplenia, obserwujemy spadek zgonów spowodowanych zimnem o 283 tys. w ciągu roku. Tego nie usłyszycie (w głównych mediach – przyp. ŁK), ale jak dotąd zmiana klimatu ratuje 166 000 istnień ludzkich rocznie – zaznacza naukowiec.
Ziemia się zazieleniła
Klimatyczni alarmiści konsekwentnie milczą również na temat innych części raportu IPCC, przedstawiających pozytywne skutki zmian klimatu. Jednym z nich jest np. wpływ zwiększonego stężenia CO2 na rozwój roślinności na naszej planecie. – Jedno z badań NASA wykazało, że w ciągu 35 lat zmiana klimatu zwiększyła obszar zieleni odpowiadający dwukrotnej powierzchni kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Ale nie spodziewaj się, że przeczytasz o tym w żadnym z zapierających dech w piersiach artykułów na temat skutków zmian klimatu – wskazuje Lomborg.
Histeria dobrze się klika
Alarmistyczny ton narracji o zmianach klimatycznych nie znajduje również potwierdzenia, jeśli spojrzeć na ekonomiczny aspekt tego zjawiska. Z wyliczeń przytoczonych przez Lomborga wynika, że gdyby klimat na Ziemi nie ulegał żadnej zmianie, dobrobyt przeciętnego mieszkańca naszej planety wzrósłby o 450 proc. do 2100 roku. Zmiany klimatu zachodzące według scenariuszy przedstawianych przez IPCC wyhamują wzrost zamożności do „zaledwie” 436 proc.
Ocieplenie klimatu to żadna katastrofa. To problem, do którego trzeba podejść z rozsądkiem. Niestety histeria lepiej się sprzedaje i generuje więcej kliknięć. Na jej umiejętnym podsycaniu wyrosła już nie jedna fortuna i polityczna kariera. Dlatego klimatyczny humbug będzie trwał nadal, a za kilka lat ONZ z pewnością ogłosi następny „czerwony alert” i kolejną datę końca świata.
Łukasz Karczmarzyk
foto: pixabay.com/CC0