Solidar Śląsko Dąbrow

Gdzie rząd ma hutnictwo?

Polskie hutnictwo jest jednym z najbardziej nowoczesnych w Europie. W ciągu ostatnich 10 lat na inwestycje w tym sektorze wydano ok. 7 mld euro. Mimo to zakłady z branży przegrywają z konkurencją, nie tylko światową, ale i wewnątrz UE. Powodem jest brak zainteresowania rządu i nierówne traktowanie zakładów energochłonnych w Unii.

W 2009 roku hutnictwo odnotowało poważny kryzys, którego skutki dotkliwie odczuli polscy pracownicy. Byliśmy wówczas na drugim miejscu w Europie pod względem liczby osób zwolnionych z branży. W 2010 roku sytuacja na rynku stali nieco się poprawiła, ale wciąż jest bardzo trudna. Huty odczuwają spadek zamówień, a ceny wyrobów gotowych są niskie. W konsekwencji zakłady hutnicze produkują poniżej swoich możliwości, nie wykorzystując pełnych mocy. Związkowcy i pracodawcy już od początku kryzysu zwracają uwagę, że aby przetrwać trudny okres spowolnienia gospodarczego firmom z tej branży szczególnie potrzebne jest wsparcie rządu. – Polski rząd w ogóle nie jest zainteresowany przemysłem, nie prowadzi praktycznie żadnej polityki w tym zakresie i nie ma planów na przyszłość. Wmawia nam, że kraje członkowskie UE nie pomagają swoim zakładom, a doskonale wiemy, że to nie jest prawda. W państwach tzw. starej Unii już mówi się o kolejnym spowolnieniu i tam pracodawcy wspólnie ze związkowcami zastanawiają się, w jaki sposób wykorzystają środki przekazane przez państwo – mówi Andrzej Karol, przewodniczący Regionalnej Sekcji Hutnictwa NSZZ Solidarność.

Oprócz kryzysu gospodarczego, bezpośrednim zagrożeniem dla hutnictwa są coraz większe wymagania w zakresie ochrony środowiska i rosnące ceny energii elektrycznej. Ze względu na przebieg procesów technologicznych zakłady z tej branży są zakładami wysokoenergochłonnymi, szczególnie odczuwającymi kolejne podwyżki cen prądu. A po 1 stycznia 2013 roku, czyli po wejściu w życie pakietu klimatyczno-energetycznego, ceny energii wzrosną jeszcze o 30 proc. Już teraz dla dużych odbiorców są one najwyższe w Europie. Zakłady z branży hutniczej rocznie na energię elektryczną wydają 1,5 miliarda złotych i nie mogą liczyć na żadne ulgi, związane np. z wielkością zamówień.

Dla porównania, w Niemczech i w Holandii firmy energochłonne zostały całkowicie zwolnione z akcyzy na energię, a we Francji i w Hiszpanii jest ona znacznie niższa niż w Polsce. Podobnie dzieje się z tzw. z opłatami za „certyfikaty kolorowe”, z których zakłady belgijskie, hiszpańskie, niemieckie i francuskie są całkowicie lub częściowo zwolnione. – Nie jesteśmy traktowani na równi z zakładami z innych państw UE. Tam pracodawcy mają możliwość negocjowania cen energii elektrycznej. W Polsce są one z góry narzucone – dodaje Andrzej Karol.

Te problemy nie omijają zakładów z branży metali nieżelaznych, czyli producentów miedzi, cynku, ołowiu i aluminium. Sektor zatrudnia ok. 25 tysięcy pracowników i w ciągu roku na inwestycje przeznacza ponad miliard złotych, dokładnie tyle, ile wynoszą roczne koszty energii elektrycznej. – Walczymy o ulgi, z których nasi konkurenci w Unii Europejskiej korzystają już od trzech lat. Staramy się przekonać Ministerstwo Gospodarki oraz Urząd Regulacji Energetyki, że firmom energochłonnym trzeba stworzyć takie same warunki, jakie mają inne zakłady w UE – powiedział niedawno podczas konferencji w Katowicach prezes ZGH „Bolesław” w Bukownie Bogusław Ochab.

Warto przypominać te argumenty, bo hutnictwo w dalszym ciągu jest ważnym pracodawcą w Polsce. W zakładach tej branży i w spółkach współpracujących z nimi zatrudnionych jest ok. 100 tys. pracowników. Przeniesienie produkcji stali i wyrobów ze stali za wschodnią granicę Unii Europejskiej pociągnie za sobą nie tylko upadek hut, ale także falę bankructw firm m.in. transportowych i serwisowych. Problemy mogą mieć producenci koksu, którego zakłady hutnicze są znaczącym odbiorcą. A ponieważ gospodarka to system naczyń połączonych, dostawcy energii elektrycznej też powinni się zastanowić, czy mogą sobie pozwolić na utratę największych odbiorców.

Agnieszka Konieczny

Dodaj komentarz