Solidar Śląsko Dąbrow

Gdzie podziewa się brutto

Parę dni temu miałem piękny sen. Nie taki super wypasiony, ale piękny. Śniło mi się, że podszedł do mnie szef i powiedział: Daję ci podwyżkę. 350 zł netto. To netto jeszcze słodko wybrzmiewało, gdy zadzwonił budzik i trzeba było wstać do roboty. W drodze do pracy oddałem się rozmyślaniom, co zrobiłbym z tą kasą z podwyżki, na co bym spożytkował. Nie trwało to długo. Pieniądze szybko się rozeszły. Jak to przed świętami. Po świętach zresztą też. Jako że korek był duży, postanowiłem roztrząsać problem od innej strony. Co by było, gdyby w tym śnie szef obiecał mi 350 zł brutto. Niby też fajna sumka, ale budzisz się z niesmakiem. Państwo wtrąca się nawet w nasze sny. Zamiast delektować się słodko wybrzmiewającym netto, jeszcze nie całkiem przebudzony gorączkowo liczysz, ile państwo ci zabierze z tej ujrzanej w sennych marzeniach sumy. Aż strach śnić o podwyżce, bo może się okazać, że pod drzwiami sypialni czeka inspektor z Państwowego Urzędu Kontroli Snów Finansowych i każe ci zapłacić zaliczkę na poczet podatku od wyśnionej podwyżki.

Wiem, że to brutto teoretycznie jest po to, aby nam wszystkim żyło się lepiej. Żeby dziecko miało miejsce w przedszkolu i żeby mogło się uczyć w dobrej, bezpłatnej szkole. Żeby ten biedny lekarz, który cię leczy, miał co do garnka włożyć. Żeby korków na drogach nie było i żeby w ogóle jakieś drogi były. Żeby wymiar sprawiedliwości bronił dobrych przed złymi.  Żeby ci wszyscy mądrzy i odpowiedzialni ludzie, którzy rządzą Polską, też mieli się za co utrzymać. Proszę już przestać się śmiać, bo tu nikomu nie powinno być do śmiechu. Teoretycznie  podatki to składki obywateli na rzecz wspólnego, publicznego dobra, a że w praktyce składamy się na niektórych, aby im żyło się lepiej, to też po trochu nasza wina. Bo mówimy, że brzydzimy się polityką, że mamy gdzieś wybory i kolesie od rozdzielania naszego brutto wybierają się sami. Rozumiem obrzydzenie, ale trzeba się przemóc. Pierwsze WC wymyślili starożytni Sumerowie. Nowoczesny Water Closet wymyślił i opatentował pewien angielski zegarmistrz blisko 240 lat temu.

Ale nie chce mi się już ciągnąć tych oczywistych oczywistości, ani rozpisywać się na temat recept na uzdrowienie problemu. O innej, choć mocno związanej z całą sprawą rzeczy chciałem napomknąć. Z podatków, które płacimy na rzecz dobra wspólnego, państwo finansuje reklamę swoich osiągnięć. Parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa zebrał dane na temat tych wydatków w latach 2008 – 2012. Okazało się, że w sumie Kancelaria Premiera i ministerstwa wydały na ten cel blisko 125 mln złotych. Ponad połowa pieniędzy przeznaczonych na ogłoszenia i reklamę w dziennikach ogólnopolskich trafiła do jednej gazety – Gazety Wyborczej. W 2012 roku ministerstwa zamówiły w Grupie TVN ogłoszenia i reklamy za prawie 6,5 miliona złotych, w TVP za 3,8 mln zł, w Polsacie za 3,6 mln zł. Najwięcej pieniędzy na reklamy i ogłoszenia wydał resort edukacji, w sumie ponad 25 milionów złotych. Resort zdrowia w 2012 roku na reklamę i ogłoszenia w mediach wydał ponad 7,8 miliona złotych. Warto wiedzieć, gdy będziecie się zastanawiali, gdzie też się podziewa to nasze brutto.

Jeden z Drugą:)

Dodaj komentarz