Solidar Śląsko Dąbrow

Europa dwóch jakości

Ten sam kosmetyk w drogerii Rossmann w Polsce może być nawet o kilkadziesiąt złotych droższy niż w Niemczech – wynika z ustaleń money.pl. W przeszłości wielokrotnie okazywało się, że produkty tej samej marki sprzedawane we wschodniej i zachodniej części Europy różnią się ceną lub jakością. Jak podkreśla handlowa „Solidarność”, podwójne standardy dotyczą też zatrudnienia pracowników.

Dziennikarze portalu money.pl porównali ceny popularnych kosmetyków w polskich i niemieckich Rossmannach. W teście użyto cen regularnych, nie brano pod uwagę okresowych promocji czy ofert specjalnych. Okazuje się, że np., że za flakon wody toaletowej dla kobiet „Bruno Banani” w naszym kraju trzeba zapłacić ok. 40 zł więcej niż w Niemczech. Z kolei buteleczka o pojemności 30 ml perfum „Bold Instinct” sygnowanych nazwiskiem Davida Beckhama w Polsce kosztuje 94,99 zł, a za naszą zachodnią granicą 50 ml tych samych perfum można kupić za równowartość ok. 65 zł.

Sieć Rossmann zapytana przez money.pl o powody różnic w cenach tych samych produktów odpowiedziała, że wynikają one z faktu, iż drogerie zaopatrują się w poszczególnych krajach u różnych dostawców. Ponadto Rossmann SDP Sp. z o.o. (Rossmann Polska) oraz Rossmann GmbH (Rossmann Niemcy) mimo wspólnego szyldu są odrębnymi podmiotami, które prowadzą niezależną od siebie politykę zakupową i cenową.

To nie pierwszy raz
Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że takie wyjaśnienie nie usatysfakcjonuje wszystkich polskich konsumentów. Tym bardziej że w ostatnich latach media opisywały wiele podobnych sytuacji, w których okazywało się, że te same produkty sprzedawane w Europie środkowo-wschodniej różnią się ceną lub jakością od artykułów oferowanych konsumentom na Zachodzie.

Kilka lat temu Matt Simister, ówczesny szef działu żywności w sieci handlowej Tesco, w wywiadzie dla BBC przyznał wprost , że produkty pierwszej kategorii trafiają na półki sklepowe w Wielkiej Brytanii, a żywność drugiej klasy jest wysyłana do krajów naszego regionu. W jego ocenie dzieje się tak dlatego, że klienci np. w Polsce są mniej wybredni od Anglików.

Lepsze na Zachód, gorsze na Wschód
Już w 2016 roku organizacje konsumenckie z Czech, Chorwacji, Słowacji, Litwy czy Węgier alarmowały, że towary tej samej marki, w takich samych opakowaniach różnią się składem w zależności od tego, w jakim kraju są sprzedawane. Testy wykonane na Słowacji i Węgrzech wykazały, że w wielu przypadkach producenci oszczędzają na składzie swoich wyrobów sprzedawanych Europie Wschodniej. Przejawia się to m.in. zastępowaniem dobrej jakości tłuszczów tanim olejem palmowym, niższą zawartością mięsa w przetworzonej żywności, stosowaniem słodzików zamiast cukru, czy sztucznych aromatów zamiast naturalnych.

W 2022 roku wejdzie w życie znowelizowana dyrektywa o nieuczciwych praktykach handlowych. Przepisy, które zmieniono w 2019 roku pod naciskiem państw członkowskich UE z naszego regionu, mają ograniczyć zjawisko podwójnych standardów. Jednak już w momencie przyjmowania nowelizacji w Parlamencie Europejskim pojawiały się głosy, że jest ona źle skonstruowana i nie rozwiąże problemu. Chodzi m.in. o zapis, zgodnie z którym to konsument będzie musiał udowodnić, że w jego kraju jakość danego produktu jest gorsza niż w innych państwach.

Pracownicy drugiej kategorii
W ocenie handlowej Solidarności stosowanie przez wielkie koncerny odmiennych standardów w zachodniej i wschodniej części Europy dotyczy nie tylko cen i jakości produktów. Jeszcze bardziej rażące różnice występują w kwestii warunków zatrudnienia i wynagradzania pracowników sieci handlowych. Jak wynika z danych Uni Global, europejskiej federacji związków zawodowych zrzeszającej 7 mln pracowników z sektora usług i handlu, liczba pracowników zatrudnionych w porównywalnej wielkości sklepach w Polsce jest znacznie mniejsza niż na Zachodzie. – We Francji w podobnej liczbie sklepów detalicznych pracuje ok. 600 tysięcy pracowników więcej, natomiast w Wielkiej Brytanii – dwa razy więcej niż w Polsce. Mówimy tu o sklepach tych samych sieci handlowych. Polscy pracownicy pracują dwa razy ciężej, a na dodatek otrzymują trzy- lub nawet czterokrotnie niższe wynagrodzenia – mówi Alfred Bujara, szef Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń. – Oczywiście przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, ale jedną z najważniejszych jest to, że np. we Francji do związków zawodowych należy w handlu znacznie większy odsetek pracowników niż w naszym kraju. Jeśli polscy pracownicy się nie zorganizują, trudno oczekiwać, że cokolwiek zmieni się na lepsze – dodaje przewodniczący.

Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: commons.wikimedia.org/Anakin81/CC BY-SA 4.0