Dzięki e-zwolnieniom jest po prostu wygodniej
W ciągu kilku miesięcy e-zwolnienia niemal całkowicie wyeliminowały tradycyjne, papierowe L4. Zmiana ułatwiła życie pracownikom i pracodawcom. Nie zmienił się natomiast trend, jeśli chodzi o liczbę zachorowań. Z roku na rok chorujemy coraz więcej.
Obowiązek wystawiania zwolnień lekarskich drogą elektroniczną wszedł w życie 1 grudnia zeszłego roku. Od tego momentu do końca lipca lekarze wystawili 16,9 mln e-zwolnień i tylko niespełna 32 tys. zwolnień papierowych. Tradycyjne L4 mogą wypisywać tylko w wyjątkowych sytuacjach, np. gdy dojdzie do awarii prądu. – Wcześniej pielęgniarka wypisywała zwolnienie, a ja je tylko sprawdzałam i stawiałam podpis. Teraz robię to sama, chociaż w niektórych przychodniach są pielęgniarki lub rejestratorki medyczne uprawnione do wypisywania e-zwolnień. To nie jest skomplikowane, ale system często się zawiesza i dochodzi do przestojów – mówi Hanna Szotowska, lekarz internista z jednej z czeladzkich przychodni i przedstawicielka Solidarności służby zdrowia.
Ułatwiły życie
Dużo łatwiej jest za to pacjentom, którzy nie muszą się martwić, w jaki sposób dostarczyć pracodawcy L4. Przed wejściem w życie obowiązkowych e-zwolnień pracownik miał na to siedem dni. To stanowiło sporo utrudnienie, zwłaszcza w przypadku chorób przewlekłych, znacznej odległości do zakładu pracy czy braku punktu pocztowego w pobliżu miejsca zamieszkania. Z kolei niedotrzymanie siedmiodniowego terminu wiązało się z obniżeniem zasiłku chorobowego.
Zmiana pomogła też pracodawcom, którzy bardzo szybko otrzymują informację o chorobie pracownika i mogą zaplanować zastępstwa. Informacja natychmiast trafia także do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
ZUS mówi sprawdzam
Dzięki temu ZUS ma większe możliwości sprawdzenia, czy pacjent nie oszukuje i podczas zwolnienia, np. nie remontuje mieszkania, nie podjął innej pracy lub nie wyjechał na wakacje. Takie nadużycia najczęściej zdarzają się podczas krótkich, kilkudniowych zwolnień. Wcześniej trudniej je było wykryć, ponieważ informacja o chorobie pracownika docierała do ZUS z opóźnieniem. Tymczasem zgodnie z przepisami prawa, jeśli chory pracownik w niewłaściwy sposób korzysta ze zwolnienia, ZUS może wstrzymać wypłatę świadczenia chorobowego, a jeśli zostało już ono wypłacone, domagać się zwrotu pieniędzy.
Tylko od stycznia do czerwca tego roku przedstawiciele ZUS skontrolowali 324 tys. osób przebywających na zwolnieniach. W wyniku tych kontroli wstrzymana została wypłata ponad 21 tys. zasiłków chorobowych na blisko 19,2 mln zł. To więcej niż w poprzednich latach. W 2018 roku wstrzymano wypłatę niespełna 15 tys. świadczeń, a rok wcześniej zakwestionowano 10,5 tys. zwolnień lekarskich.
Coraz więcej zwolnień
Jak wynika ze danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, z roku na rok coraz więcej Polaków korzysta z L4. W ciągu całego 2018 roku wypisano 21,5 mln druków L4, a rok wcześniej o 100 tys. mniej. W 2018 roku najczęstszą przyczyną zwolnień były m.in. infekcje górnych dróg oddechowych, bóle pleców oraz nadciśnienie tętnicze i choroby nowotworowe. Hanna Szotowska, podkreśla, że najwięcej pacjentów zgłasza się właśnie z tego typu dolegliwościami. Oprócz infekcji wymienia także m.in. cukrzycę, nadciśnienie, niewydolność serca oraz bóle kręgosłupa. – Z tym problemem przychodzą coraz młodsi ludzie. Żyjemy szybko, dużo pracujemy i nie oszczędzamy się – mówi pani doktor.
Chory, ale pracuje
Z jednej strony wzrasta liczba osób korzystających z L4, z drugiej przybywa osób, które mimo choroby, nie chcą zwolnienia. – Coraz częściej zdarza się, że pacjent ma zapalenie oskrzeli i gorączkę lub inną infekcję, ale nie przyjmuje zwolnienia, bo boi się, że coś zawali w pracy lub inna osoba przez niego będzie miała więcej obowiązków. Czasem pracownik nie chce zwolnienia, bo jak mówi, dopiero się zatrudnił i obawia się tego, co pomyśli o nim pracodawca – dodaje Hanna Szotowska.
Agnieszka Konieczny