Solidar Śląsko Dąbrow

Dominik Kolorz: rząd nie panuje nad tym, co dzieje się w energetyce

Polska Grupa Energetyczna poinformowała o rozstrzygnięciu przetargu na nowy blok gazowy w elektrowni w Rybniku. Blok o mocy niespełna 800 MW ma kosztować ponad 4,6 mld zł. To 1,3 mld zł więcej, niż pierwotnie planowano. Jednak nie cena jest tutaj najbardziej szokująca.

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę wielokrotnie z ust najwyższych przedstawicieli rządu słyszeliśmy, że nie będzie nowych inwestycji w energetykę gazową, bo to paliwo niepewne gospodarczo i politycznie oraz bardzo drogie. Analitycy są zgodni, że cena tego surowca nie spadnie i pozostanie wysoka jeszcze przez wiele lat. Przedstawiciele rządu zapewniali, że zrealizowane zostaną wyłącznie te inwestycje gazowe, które są już rozpoczęte. Nowych miało już nie być. Rozstrzygnięcie przetargu w Rybniku dowodzi, że jest zupełnie inaczej.

Nie jest niczym nowym, że politycy w mediach składają deklaracje, z których potem nic nie wynika. Tak było, jest i niestety najpewniej będzie zawsze. Jednak w przypadku Rybnika przedstawiciele rządu złamali również słowo dane na piśmie w oficjalnym dokumencie. We wrześniu 2020 roku rząd i reprezentanci związków zawodowych podpisali porozumienie kończące strajk w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. W tym porozumieniu był jednoznaczny zapis, że elektrownia w Rybniku będzie funkcjonować na blokach węglowych co najmniej do 2030 roku. Przetarg na nowy blok opalany gazem w tej elektrowni, stanowi rażące złamanie zapisów tego porozumienia. To oznacza, że dokumenty podpisane przez polski rząd są warty tyle, co papier, na którym je wydrukowano.

Niech nikt nie opowiada bajek, że o wyborze gazu w Rybniku zdecydowała ekologia. Przez lata mówiono, że nowy blok w Rybniku – w ówczesnej wersji miał to być jeszcze blok węglowy – zostanie zbudowany w kogeneracji. To znaczy, że poza energią elektryczną miał produkować ciepło dla mieszkańców miasta. Ciepło sieciowe to najlepsza metoda walki ze smogiem, a Rybnik to jedno z najgorszych miast w Polsce pod względem jakości powietrza. Z planów nie zostało nic. Blok gazowy, który ma powstać w Rybniku nie będzie działał w kogeneracji. To by było na tyle, jeśli chodzi o ekologię.

Jest jeszcze inny problem. Blok w Rybniku ma spalać 1 mld m3 gazu rocznie. Dla porównania w ubiegłym roku całkowite zużycie gazu w Polsce wyniosło 18 mld m3. Skąd weźmiemy dodatkowe paliwo dla Rybnika i innych gazowych elektrowni i elektrociepłowni, które, wbrew zapowiedziom rządzących, mają być budowane w całym kraju? Gazu z Baltic Pipe i Świnoujścia nie wystarczy. Z kolei nawet jeśli zbudujemy następne gazoporty za kolejne miliardy zł, to ten gaz będzie bardzo drogi. Rozwijanie energetyki gazowej nie ma ekonomicznego sensu. No chyba, że politycy i prezesi energetycznych spółek liczą, że wojna na Ukrainie szybko się skończy i będzie można wrócić do interesów z Gazpromem, lub kupować ruski gaz od Niemców, jak to przewidywał projekt Nord Stream 2.

Rząd złamał porozumienie postrajkowe z września 2020 roku i niestety łamie też Umowę społeczną dotyczącą transformacji górnictwa i województwa śląskiego. Trzeba to otwarcie powiedzieć. Drugi rozdział tej umowy zawiera katalog nowoczesnych technologii węglowych, które pozwalają produkować tanią energię z węgla w sposób przyjazny dla środowiska. W tym katalogu zapisano konkretne inwestycje z konkretnymi terminami realizacji. Żaden z tych terminów nie został dotrzymany. W tej sprawie nie dzieje się kompletnie nic. Powodem na pewno nie jest brak pieniędzy, skoro nie ma najmniejszego problemu z budową nowych bloków gazowych i to pomimo faktu, że że będą one o prawie 1,5 mld zł droższe niż zakładano. Bloków, które będą produkować energię znacznie droższą, a do tego z surowca, którego w odróżnieniu od węgla nie mamy i będziemy musieli importować zza granicy.

Powodem na pewno nie są również same technologie zapisane w Umowie. Jedną z nich jest np. CCS, czyli wychwytywanie, a następnie składowanie dwutlenku węgla powstającego przy produkcji energii. Tuż przed Bożym Narodzeniem niemiecki minister gospodarki reprezentujący partię Zielonych zapowiedział, że przyjęcie ustawy o rozwoju CCS będzie priorytetem rządu w Berlinie w 2023 roku. Skoro Niemcy będą inwestować w tę technologię oznacza to, że się da, że to opłacalne i uzasadnione gospodarczo. Skoro twarzą CCS jest minister z Zielonych, raczej nikt nie powie, że to sprzeczne z ekologią. Co więc stoi na przeszkodzie, że CCS i inne czyste technologie węglowe rozwijać w Polsce?

To co się stało w Rybniku, co dzieje się z Umową społeczną, świadczy, że w naszym kraju nikt nie panuje nad energetyką. Nie ma żadnej spójnej strategii, której celem jest zapewnienie taniej energii dla obywateli i przemysłu oraz bezpieczeństwa energetycznego. Ministerstwo Aktywów Państwowych mówi jedno, resort klimatu drugie, a premier Morawiecki trzecie. Prezesi spółek energetycznych podejmują decyzje sprzeczne z tym, co mówi rząd.

Jest rok wyborczy. Premier Mateusz Morawiecki potwierdził, że ponownie zamierza startować do Sejmu ze Śląska. Jeśli chce przekonać do siebie wyborców, to może to zrobić tylko poprzez czyny. Jeśli liczy, że po raz kolejny wystarczą obietnice i deklaracje, to może się boleśnie przeliczyć.

Dominik Kolorz