Solidar Śląsko Dąbrow

Do 2030 roku Niemcy dopłacą do zielonej energii 860 mld euro

Nowa koalicja rządząca w Niemczech zapowiedziała przyspieszenie „zielonej rewolucji” w tym kraju. Każda czteroosobowa rodzina zapłaci za to ponad 41 tys. euro w ciągu najbliższych ośmiu lat.

Gdy w 2004 partia Zielonych zachęcała Niemców do przejścia na „zieloną” energię, Jürgen Trittin, ówczesny minister środowiska wywodzący się z tego ugrupowania zapewniał, że cena energetycznej transformacji dla przeciętnego obywatela nie będzie większa niż koszt zakupu porcji lodów raz w miesiącu.

Tymczasem już w 2011 roku dopłaty do OZE, które w większości są pokrywane bezpośrednio przez gospodarstwa domowe w rachunkach za prąd, przekroczyły 12 mld euro. W kolejnych latach dopłaty nadal nieustannie rosły, choć politycy i eko-aktywiści jak mantrę powtarzali, że wiatraki i panele fotowoltaiczne wymagają wsparcia jedynie na początku. Później rozwój technologiczny miał sprawić, że OZE nie tylko będą w stanie samodzielnie funkcjonować na rynku, ale również dostarczać energię znacznie tańszą od konwencjonalnych elektrowni. To oczywiście nie nastąpiło i najprawdopodobniej nigdy nie nastąpi.

Kłamstwo założycielskie
Slogan, który głosi, że odnawialne źródła są w stanie konkurować cenowo na wolnorynkowych zasadach z energetyką opartą na paliwach kopalnych jest kłamstwem założycielskim „zielonej rewolucji”. Rzekoma konkurencyjność energii ze źródeł odnawialnych nie wytrzymuje konfrontacji z faktami nawet dziś, gdy system olbrzymich dopłat do OZE z jednej strony i równie wysokich parapodatków nałożonych na energetykę węglową z drugiej nie ma już z wolnym rynkiem kompletnie nic wspólnego.

Propagandowa siła owego kłamstwa założycielskiego jest jednak przepotężna. W ubiegłym roku dopłaty do OZE w Niemczech wyniosły rekordowe 30,9 mld euro. Mimo to w tegorocznych wyborach parlamentarnych u naszych zachodnich sąsiadów partia Zielonych uzyskała najlepszy wynik w historii i weszła w skład koalicji rządowej razem z lewicową SPD i liberałami z FDP.

Przyspieszenie rewolucji
24 listopada nowa koalicja ogłosiła wielki plan przyspieszenia transformacji energetycznej. Zgodnie z jego zapisami Niemcy mają już w 2030 roku całkowicie odejść od węgla (a nie w 2038 roku, jak dotychczas planowano). W umowie koalicyjnej zawarto jednak furtkę, że pożegnanie z węglem do końca bieżącej dekady byłoby rozwiązaniem „idealnym”. To daje politykom możliwość wycofania się z tej zapowiedzi, jeśli okaże się ona niewykonalna.

Również w 2030 roku niemiecki miks energetyczny ma w 80 proc. opierać się na OZE. Z kolei gaz ziemny jako surowiec energetyczny ma zostać wycofany z do 2040 roku. Jednocześnie jednak w umowie koalicyjnej znalazł się zapis mówiący o zwiększeniu mocy energetyki gazowej w najbliższych latach o 50 proc. Tym faktem jednak liderzy koalicji nie chwalą się zbyt głośno.

41 tys. euro na rodzinę
Czy plan nowej koalicji jest realny i możliwy do udźwignięcia pod względem kosztów? Na to pytanie w dużej mierze odpowiada raport opracowany przez firmę doradczą Business Consulting Group (BCG) dla niezwykle wpływowego Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego (BDI).

Autorzy opracowania wyliczyli, że przyspieszenie „zielonej transformacji” w Niemczech będzie kosztować 860 mld euro do 2030 roku. Biorąc pod uwagę liczbę ludności, oznacza to, że każda czteroosobowa rodzina w tym kraju dopłaci do OZE w ciągu najbliższych ośmiu lat ponad 41 tys. euro. Trudno oczekiwać, że nawet bogate niemieckie społeczeństwo jest gotowe unieść aż tak wielki ciężar.

Nawet politycy partii Zielonych muszą mieć tego świadomość. Prawdopodobnie właśnie dlatego nowy niemiecki rząd zapowiada przebudowę systemu dotowania OZE. Dotychczas Niemcy dopłacali do wiatraków i fotowoltaiki bezpośrednio w swoich rachunkach za prąd. Teraz to obciążenie ma przejąć budżet federalny. To oczywiście tylko pozorna zmiana, bo przecież budżet państwa również składa się z podatków płaconych przez obywateli. Politycy najpewniej liczą jednak, że skoro niemieckie społeczeństwo kiedyś kupiło bajkę Zielonych o „porcji lodów raz w miesiącu”, pewnie kupi również to, że to państwo, a nie jego mieszkańcy dopłacą do OZE w najbliższych latach 860 mld euro.

Płacenie dopiero się zaczyna­
Drenowanie portfeli niemieckich rodzin nie skończy się w 2030 roku. Raport BCG prognozuje, że produkcja energii w Niemczech wzrośnie niemal dwukrotnie do 2045 roku. Taki skok zapotrzebowania na energię wydaję się być jak najbardziej realny, zważywszy na plan całkowitej elektryfikacji transportu i wycofania z użytku silników spalinowych, czy też 100-proc. elektryfikacji przemysłu oraz sektora ciepłowniczego). Autorzy opracowania szacują, że jeśli OZE mają zaspokoić ogromne potrzeby energetyczne niemieckiej gospodarki, liczba wiatraków i paneli solarnych będzie musiała wzrosnąć w Niemczech do 2045 roku niemal pięciokrotnie. Skoro w ubiegłym roku Niemcy dopłacili do OZE 30,9 mld euro, ile dopłacą w 2045 roku?

Dla Polski o wiele ważniejsze jest jednak inne pytanie. W ciągu ostatnich dwóch dekad Berlin skutecznie narzucał swoją politykę klimatyczno-energetyczną całej Unii Europejskiej. Nie ulega wątpliwości, że i tym razem nasi zachodni sąsiedzi będą próbowali to zrobić. Czy po raz kolejny im się uda?

łk